Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sukcesowi.Wieniecnaszyję,wycienatrybunach,
dziewczynapokonana.Lubiędziewczynyibardzomisię
podobało,żepotrafiładocenićfaceta.Zailuminatorami
naszegopowietrznegostatkujużgłębokanoc,błyskają
mijanegwiazdy.Amerykańskiestewardesyroznoszą
napojeiraczejskromnepoczęstunki.Któraśpochyla
misiędoucha:
-Lotu...?-pyta.
-Lotu...!-odpowiadam.
Niebyłempierwszympolskimpasażeremtychlinii.Moi
poprzednicyzwyklizapewnemówić:„myprzesiadką
zLOTu,proszępani”itaktojejutkwiło,awięcijatakjej
odpowiedziałem.
Aonaminato,żebympowylądowaniupoczekał
na
-
wheelchair.
Yes,ofcourse
!
Widać,dokońcapodróżymuszępozostaćinwalidą.Ale
skorojużtaksięzdeklarowałem...
NalotniskuwSanDiegodotaśmociąguwkółko
wędrującychwalizek,torebpodwiózłmniejakiśMurzyn.
Spostrzegłemswojązczerwonąkokardkąnauchwycie
ijużmiałempoderwaćsięponiązwózka,gdyten
wstrachu,żemogęmunaglewykitować,wykrzyknął:
-
Don’tgetup!
Niewstawaj!-Isamodebrałmójbagaż.
Karuzelataśmociąguobróciłasięrazjeszcze,Murzyn
wyłowiłzniejmojątorbęipostawiłkołomnie.Nie
miałemdrobniejszych,dałemmupięćdolarów,żebysię
uspokoiłizlazłemwreszciezwózka.
Teraznajgorsze.Czywśródoczekującychnaprzylot
pasażerówznajdziesięmójszkolnykolega...?Ajeślitak,
toczypoznamgoposześćdziesięciudwulatach?
Obszedłemrazidrugikaruzelętaśmociąguzmocno
przerzedzonymijużbagażami,przyjrzałemsięnielicznym
oczekującym,leczniktniewydałmisiępodobny
doCzesława.Byłemjużpewny,żetymrazemnie
wyszedł.Wtemspostrzegłemdwojeludzi,rozglądalisię
poholu.Chybakogośszukali.Przedwyjazdem
uzgodniliśmytelefonicznie,żebędęmiałczarnykapelusz.
Naciskającgonagłowępociągnąłemmocniejkoniec