Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
źródełiwidziałam,żewciążsiękręci,wijeiniesłucha.
Dzielnajest!
Chodzenietomantra,jednanogauparciewyprzedza
drugą,głowapozbywasięgłosów,cudzychzdań,
codziennychkwaśności.Zdarzająsięwmiejskiejdrodze
cudazielonapapugalecinademną,wyglądajakbyśmy
zmierzaływtymsamymkierunku.Onatargawdziobie
gałązkę,jaknicutkawgnieździe.Myślęopoluzowanej
dachówcenamoimdachu,wisidosłownienawłosku,
trzebabydoczepić.
Idędalej,chmurywypiętrzająsięnadmiejskim
jeziorem,żarłoczniewchodząjednenadrugie,ciężarem
zabierająmiejscewodzie,nagledziecinniedrobnej,ot,
akwenwydzierganyludzkąrękąwpatchworkumiasta.
Powinnamprzystanąć,bynależycietenobraz
podziwiać,aleidędalej,ruchemlepiejsiętomiasto
odczuwa.Mięśniami,przyspieszonymoddechem.
Stopami.Najuważniejchodzimisięponimwiosną,latem
iwewrześniu,wbutachnacienkiejpodeszwie.
Każdemiastojestinne,inaczejsięjepoznaje.
WLondyniesiębiegnie.Kiedyśwyjeżdżałamzmetra
ruchomymischodamiinieopatrznieprzystanęłam
polewejstronie.Ofuknęlimnie,obsykali,pojęłam,
żelewypasjestdlanajszybszych.Znajomilondyńczycy
gnają,furkocząpłaszcze,apotemoglądająsięzamną
ipytajązaniepokojeni:„Areyouallright,dear?”.
AjajestemzBrukseli,tusięchodzilubprzystajetam,
gdzieczłowiekazastaniezdumienie.Widokauta
parkującegopośrodkuulicy,bokierującynimwyskoczył
pobagietkę,nikogoniedziwi.Innikierowcyczekają,
właścicielpojazduwrócizbułką.ItylkoPolacy
zgrzytajązębami,trąbią.Nikttegoniebierze
napoważnie,niechtrąbią,wkońcusięprzecieżwyluzują.
Itaksięfaktyczniedzieje.