Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Dzisiajposzedłemkupićokulary.Najpierw
przymierzyłemprzeciwsłoneczne,alestwierdziłem,
żezamiastmaskować,tylkobardziejprzyciągająuwagę.
Wkońcuwybrałemtakieznormalnymiszkłami.Były
dużolepsze,bonierzucałysięwoczy,agdybyktoś
mniezobaczył,pomyślałbytylko,żemamwadęwzroku.
Ludziesonniufaćokularnikom.Kupiłemt
przezroczystątaśmęklejącą.Napróbęowinąłemnią
sobierękęimusiałemsiępotemnamęczyć,żeby
zerwać.
Nieplanowałemdzisiajkupowaćubrań,adotego
sklepuwszedłemprzezlitość.Właścicielkamiałaokoło
trzydziestki,byłaniska,ociemnejtwarzyizniebieską
myszkąnapoliczku,zktórejwyrastałwłosek.Jakaś
klientkaprzedchwiląnaśmiewałasięzjejwyglądu.
Pomyślałem,żekażdychcewyglądaćładnie,aonajako
kobietamaprawootworzyćsobiesklepzubraniami.
Taksobiepomyślałem,alekiedypodniosłagłowę,
odrazupożałowałem.Jejsłużalczespojrzenieśledziło
każdymójruch.Jużchciałemwyjść,gdyusłyszałem,
żewoładomnie:„Proszępana!”.
To,cogdzieindziejdajązatysiąc,umniepan
dostaniezakilkaset.Tesamerzeczy,przebrane.
Podałamikoszulkę.
Niechpanprzymierzy,bobezmierzeniatonicnie
wiadomo.Pannajpierwzmierzy,aocenębędziemysię
martwićpóźniej.