Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
3
NazajutrzpojechałemnatargstarociPodStarąTopolą.
Nazakurzonychantykachjaśniałosłońce,wrękach
sprzedawcówparowałymiseczkiześniadaniem,ludzie
przychodziliiodchodzili,cisza,spokójipogoda.
Jajednakwiedziałem,żenatymzatłoczonymtargu,
naktórymwszędzieogłaszano„uczciwyhandel”
igwarancjęautentyczności”,najłatwiejiznajszerszą
aprobatąpoświęcasięwłaśniecnotęuczciwości.
Sprzedawcyniemalotwarciewycenialiwzrokiem
klientów,aklienciteżniecofnęlibysięprzed
naciągnięciemsprzedaww.Wydawałomis,żemoże
starsiokażąsiętrochęlepsi,bowiekuświadomiłimjuż
wagęprzyzwoitości.Upatrzyłemsobiechudego
staruszkazkubkiemherbatyipomyślałem,żejeśli
damijakąśznośnącenę,wezmępieniądzeipójdę.
Otworzyłkopertę,wysypałzniejmonety,nałożył
metaloweokularypodobnedozegarmistrzowskich
izacząłkolejnojeoglądać.Sięgnąłpogruby,
kilkusetstronicowykatalognumizmatycznyiśliniąc
palecobracałkarzakartą,porównuczmonetami
wręce.Znalazłwreszcieodpowiednikipogardliwie
rzuciłmojąmonetęnaladę.
Spytałemgo,iletojestwarte.Nieodpowiedzi,
spojrzałtylkonamnienieprzyjemnie.Dopierokiedy
goponagliłem,zapytał:
Atyuważasz,żeiletojestwarte,braciszku?
Tojapanapytam.Panjestekspertem.