Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
naszczury.Ręcetakmisiętrzęsły,żesłychaćbyło
szelestplastikowegoworka,więcwrzuciłemresztę
dośmietnika.
Wartownikstałodwróconydomnieplecami.Ależ
onbyłcienkiwpasie!Nigdywcześniejniewidziałem
takiejtaliiużczyzny.Miałnasobieciemnozielony
mundur.Podkradałemsiędoniegopocichutku,
wnadziei,żeudamisiękołoniegoprzemknąć,alegdy
byłemjużblisko,poczułem,żeniejestemwstanie
oddychaćigotówjużbyłemzawrócić.Udręka,którą
znałemztylusennychkoszmarów,terazdopadłamnie
najawie:niebyłempewien,czyztyłunakoszulcealbo
gdzieśnatorbieniemaśladówkrwiiniemogłemsobie
przypomnieć,czytamsprawdziłem.Wnogęchwycił
mniekurcz.Zszerokootwartymioczamipatrzyłem,jak
wartownikobracasięwmojąstronę,aleniebyłem
wstaniepowstrzymaćdygotaniamoichniczym
nieosłoniętychnóg.Ustazaczęłymidrgać
niekontrolowanie.Szczękałemzębami.Poznawszy,
żetojakryjęsiępodkapeluszem,wartownik
uśmiechnąłsięserdecznie.Otworzyłusta,jakby
szykowałsiędopogawędki.Pokręciłemabogłową.
Źlesięczujesz?zapytał.
Takodparłemzwysiłkiem.
Zmusiłemsię,żebyprzejśćkołoniego,aonnawet
wpewnymmomenciechciałpodejść,żebymnie
podtrzymać.Możebyłbardzosamotnyiniemiałzkim
dzielićsekretów.Wyszedłemnaulicę,agorącypot
wyciekałzemniewszystkimiporami.Tłumiąc
zewszystkichsiłchęćrzuceniasiędobiegu,szybkim