Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ludwikposłyszałwciemnościciężkiekroki.
–Ktoidzie?–rzuciłpółgłosemwnieprzeniknionymrok.
–Toja,Roman–odpowiedziałmurównieższeptemDębicki.
ZRomanemDębickimLudwikjeszczezakawalerarazemchadzali
nazabawydookolicznychwsi.DrugizjawiłsięJanCzarnecki.Chwilę
ponichnadszedłJózefKuraś,ajakoostatniWacławSawicki.Wszyscy
byliwpodobnymwieku,znalisięoddzieckaiufalisobie.
–Rotmistrzjużjest?–zapytałszeptemKuraś.
–Nie,jeszczeniema,aleobiecałprzyjść–odparłLudwik,
podnoszącsięzławki–zaczekajcie,sprawdzę,czyżonazapędziła
dziecidołóżek–dodał,wchodzącdodomu.
–Tośka,dziecijużśpią?–zagadnąłżonęzmywającąwmiednicy
naczynia.
–Tak,przedchwiląsprawdziłam.
–Długocitujeszczezejdzie?
–Nie,jakieśpięćminut.Zostałomizaledwiekilkatalerzy–
odparłakobieta,wycierająclnianymręcznikiemtrzymanewdłoniach
naczynie.Kiedyskończyłazmywanie,pochowałatalerze,kubkioraz
sztućcedokredensuiwyszłazkuchni.Niepodobałysięjej
tepotajemnespotkaniaorganizowaneprzezmęża.
–Zobaczysz,onejeszczenamcozłegoprzyniosą–straszyła,kiedy
Ludwikzapowiadał,abywieczoremdzieciakiszybkoposzłyspać.
–Tośka,jarobiętowłaśniepoto,byniczłegonasniespotkało–
odpowiadałtonem,którywykluczałdalsządyskusję.Antoninaprzeszła
przezpokój,wktórymspałydzieci,iweszładomałżeńskiejsypialni.
Ledwiezamknęłysięzaniądrzwi,zjednegozłóżekwysunęłasię
dziecięcapostaćiprzezuchyloneoknowyskoczyładoogrodu.Cicho
podeszładostojącejprzymurzedrabinyiszybkowdrapałasię
nastrych.
Ludwikzajrzałdokuchni,awidząc,żejestpusta,gestem