Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Supersonniepodniósłgłosu,alecośtakiegobyło
wjegotonie,żeKomarkowiminęłaochotanasprzeciw.
–Kumam–mruknąłpotulnie.
–Kiedywidzieliściesięostatniraz?
Przemysławnieodpowiedziałodrazu,byłowidać,
żeudajezastanowienie.
–Tydzieńtemu,wśrodę.UmówiłemsięzniąwStarej
Kablowni.Poszliśmynapizzę.Niewiedziałem,
żetozakazane.
–Aha–mruknąłOskar.–Ico,dobrabyła?
Natwarzychłopakapojawiłsiępełenwyższości
uśmiech.
–Pantochybazaczęstonapizzęniechodzi,prawda?
–Mojenawykiżywienioweniepowinnycięinteresować
–zgasiłgopolicjant.–Nosłucham,coztąpizzą?
–PoszliśmydoFabrykiPizzy,botamjestnajlepsza.
–Sprawdzimy.Cobyłopotem?
Komarekwzruszyłramionami.
–Nicniebyło.Zjedliśmy,wypiliśmycolęiwyszliśmy.
Staliśmychwilęprzedlokalem,alezaczęłopiździć
iFelicjapowiedziała,żewracadodomu,bojestjejzimno.
PodwiozłemjądoskrzyżowaniaPochyłejzZaciszem,
apotempojechałemdokumpla.
–Ontopotwierdzi?
–Czemumiałbyniepotwierdzić?–zdziwiłsię
Przemysław.–Przecieżtoprawda.
–Nazwiskotegokumplaproszę–warknąłSuperson.
–JacekOliwiak.MieszkawBielsku-Białejprzyulicy
JedenastegoListopada…–wymieniłnumerybudynku
imieszkania.
Nadkomisarzzanotowaładres.
–Dajmiswojąkomórkęizaczekajtutaj.