Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Karlotwieradrzwiiwybieganaschody.Samochódjuż
czekanapodjeździe.Tolśniącyczarnymercedes
zezłożonymbrezentowymdachem.Zawszeurzekają
mniechromowanereflektoryorazkoła,wktórychmożna
sięprzejrzećjakwlustrze.Lubięzapachnagrzanych
słońcemskórzanychfoteliicichyklekotsilnika.
Dwóchżołnierzysalutujeojcu,aonbierzemnienaręce
iwsiadadoauta.Karlusadawiasięprzednami
namiejscukierowcy.
–Dokąd,HerrHauptsturmführer?
–Prosto.Niepotrzebujęniczegowięcej.
Ojciecobejmujemnieramieniemiodwracatwarz
dosłońca(sądzę,żelubiłamtowłaśniedlatego,żeion
tolubił).Jegoostrerysynaglesięrozluźniają.Delikatnie
rozchylawąskiewargi,azwysokiegoczołaznikagłęboka
bruzda,którapojawiasię,gdyjeststrapiony–czyli
ostatniocałymidniami.Zaczesanedotyłujasnewłosy
smagawiatr.Naskroniachdostrzegamsiwiznę.
Naprawym,gładkoogolonympoliczkuwidaćniewielkie
zacięcie.Gdynaniepatrzęiwyobrażamsobie
wypływającąkrew,przebiegamnienieprzyjemny
dreszcz.
Choćniejestciepło,naniebieniemaanijednej
chmurki.Ojciecdumazprzymkniętymioczami.Zaciska
długiepalcenatrzymanejnakolanachczapcezorłem
orazsrebrnątrupiągłówkąnaczarnymotoku.Wiatr
muskanamtwarzeiczujęsięzupełnieszczęśliwa.Tak
bardzoszczęśliwa,żemamochotękrzyczeć.Nieistnieje
nicprócznasorazczarnegokabrioletu.
Jesteśmytakcudowniewolni.
–Alepięknie…–szepczę,choćpodekscytowananie
zwracamżadnejuwaginakrajobraz.Kominyobozu
przesuwająsięnahoryzoncie.Stanowiąjedyniemało
ciekawetło.
–Karl,przyspiesz,docholery.–Zdenerwowanyojciec
ponaglaadiutanta.Najegoczoleznówpojawiasię
bruzda.
–Takjest.