Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ3
Jednosłowo
Przezostatnirokzastanawiałemsięmilionrazy,cobędę
czuł,kiedybędęproponowałjejmałżeństwo.Izakażdym
takimpierdolonymrazem,byłemspokojnyipewny
siebie.Zgóryzakładałem,żesięzgodziiżeniemam
powodówdostresu.Dobrzewiedziałem,jakieFrancylubi
pierścionkiiktórejejsięnajbardziejpodobają.Rozmiar
teżniebyłmiobcy,więcteoretycznieniemiałem
podstawdotego,żebychodzićpodenerwowany.
Przewidywałemwszystko.Ijakżesiępomyliłem…
Bojadosłownieumierałemwewnętrznie.Sercemijuż
wcaleniebiło.Ostatnirazwystukałoprzerażający,
pojedynczyrytm,azachwilęstanęło.Dłoniemitak
zdrętwiały,żemiałemproblemzporuszaniempalcami.
Gardłomnietakkurewskopiekło,utrudniającprzełykanie,
żeoszalałemjużzupełnie.Aonawogólenie
odpowiadała,tylkopłakała,stalewpatrującsięwotwarte
pudełkoprzednią.
Francy,czasminął.WracaapodyktycznyDominic.
Zgadzaszsięczynie?
Dziewczynawytarłapoliczkiiuniosłagłowę.Brązowe
tęczówkiAnfrewszkliłysięwsposób,któregoprzez
teczterylatajeszczeniewidziałem.Spoglądałanamnie
ztakpięknymuśmiechemnaustach,żemomentalnie
całystresmizszedł.Anawetpoczułemswojeserce