Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Poniedziałkowyporanektobyłdlamniejakiśkoszmar.
Przesiedziałemsześćgodzinwbiurze,ślęczącnad
notatkamiiprzeglądającnagraniazkamer.Izamiast
dowiedziećsięczegośkonkretnego,tylkosięwkurzałem.
Niewiem,czegosięspodziewałem,odpalającfilm.Może
miałemnadzieję,żezobaczętwarztegotypaalbo
przynajmniejwłosy,któremnienacośnaprowadzą.Nie
byłowidać,kurwa,nic.Oglądałemtowpętlijakieś
trzystarazy,próbującwyłapaćjaknajwięcejszczegółów.
Niemogłemnawetstwierdzić,ilemiałlat.Czarne
spodnie,tegosamegokolorubutyibluza,którabyła
stanowczozaduża,coskutecznieutrudniałorozpoznanie
typusylwetki.Kapturnaciągniętynagłowęnatyle
mocno,żemimozbliżeńkameryniezdołałemnic
zobaczyć.Jednarzeczrzuciłamisięwoko–przed
wejściemdowynajętegopokojuiprzekręceniemklamki
założyłczarne,skórzanerękawiczki.Touświadomiłomi,
żezabicieEvansniebyłoprzypadkiem,tylkodobrym
iskutecznymplanem,oilemogłemtak
tokategoryzować.
Patrzyłemnatępierdolonąmapęzmotelem,
nazmianęprzesuwającwzrokiempoklatce,naktórejten
facetwchodziłdopokoju.Obracałemdługopisem
wpalcach,czującnasobiespojrzeniemężczyzny.
–Dostaćsiędotegomotelumożnazdwóchstron
–stwierdziłem.
–Toznaczy?–spytałAgatone,pochylającsięnad
stertąpapierów.
–Zulicy.Nicprostszego.MusiałiśćalboQueenRow,
alboHighlandPassage.–Wskazałempalcemnamapie