Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ciężkojestpatrzećnaczyjeśodchodzenie.
Mężczyznawestchnął.
CiężkoprzytaknęłaIrka.Choćtakiechwile,gdy
stykamysięześmiercią,ucząnaspokorywobecżycia.
Człowiekuświadamiasobie,żejestśmiertelny
iprzemijalny.
Niesądziłem,żetakmnietodotknieprzyznałsię.
Szliwetrójkęrównymrzędemwąskimchodnikiem.Irka
trzymałaŁucjęzarękę.Bałasię,byniezgubić
dziewczynkiwzapadającejciemności.Wpewnym
momencieramiękobietyotarłosięoramięMaksa.Oboje
mielinasobieciepłekurtki,alemimotopoczuliten
odizolowanymateriałemdotyk.Takieprzyciągnięcie
iodbiciesięodsiebie.Nieplanowanabliskość.
WpewnymsensieKołodyńscydlaciebierodziną.
Twójsynjestichwnukiem.Tołączy,nicwięcdziwnego,
żeciętodotyka.
Maksnicnieodpowiedział.Doszlidosamochodu
imężczyznanajpierwotworzyłtylnedrzwi,abyIrka
zŁucjąmogływsiąśćdoauta.Pierwszewśliznęłosię
dziecko,tużzanimnasiedzeniewpakowałsięSzprot.
Kobietazgoniłagonapodłogęisamausiadłaobok
córeczki.
DojechalinaSłonecznąwmilczeniu.Odczasudoczasu
Makszerkałwtylnelusterko,łapiącwnimspojrzenieIrki.
Mielisobiewieledopowiedzenia,ależadneznichnie
chciałotejrozmowyzacząć.
Maszcośwlodówce?Możezjeszznamikolację?
Wpierwszejchwilichciałsięzgodzić.Kusiłociepło
domuWięcławskichiperspektywaspędzeniawieczoru
wczyimśtowarzystwie.Makswiedziałjednak,żedziśjest
kiepskimkompanem.Zbytdużobyłownim