Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział2
W
różuizłota.Powietrzebyłojeszcześwieże,adzień
schódsłońcamalowałniebowdelikatneodcienie
wydawałsięobiecujący.Byłasiódmarano.Zawiozłam
Mamęnabadaniakrwi.Śmiałyśmysięirozmawiałyśmy
obłahostkach,próbującignorowaćniepokojącybólnogi,
któryniedawałzawygraną.
Mamo,napewnowszystkobędziedobrzerzuciłam
wpewnejchwili,patrzącjejwoczy.
Byłwnichspokój,aleteżcoś,czegonieumiałam
zdefiniować.
Jasne,kochanieodparłazciepłymuśmiechem.
Topewnietylkoprzeciążenienogi.Niemartwsiętak.
Chciałamjejuwierzyć,alecośwemniewciąż
pulsowało,cośniepokojącegoinieuchwytnego.
Kochamcięwyszeptałam.
Naszczęścietamtegodnianiebyłodługiejkolejki
dopunktupobrańkrwi.Dziękitemumogłyśmyszybko
załatwićsprawęiwrócićdodomu.Pozostałotylkoczekać
nawyniki.
Jużodziewiątejzadzwoniłtelefon.Sercezaczęło
mibićszybciej,gdydowiedziałamsię,żedzwonią
zlaboratorium.
Proszępilnieskontaktowaćsięzlekarzem
prowadzącympaniMamyusłyszałamodrazu.
Zamarłamnachwilę.