Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Spojrzaławstronęswojejmatki,którawcalenie
sprawiaławrażeniazaskoczonej.
Wiesz,żewłaśnieprzyznałaśsiędopodsłuchiwania?
spytałasurowo.
Tak,podsłuchiwałam.Aletoniemojawina,żewtym
domutakłatwojestpodsłuchiwaćrozmowy,nawetsię
niewysilając.Nicmidotwoichspraw,mamo,oile
dotycząwyłącznieciebie.WgłosieJankipojawiłasię
twardanuta,conieumknęłouwadzeHeleny.Ale
słyszałamwyraźnie,jakbabciamówiła,żepowinnamcoś
wiedzieć.Co?
TematzamkniętypowiedziałaHelena
kategorycznie.
Jeszczegonieotworzyłyśmy,ajużzamykasz
powiedziałazezłością.Babciu?Powieszcoś?
LepiejbyłodzieńŚwiętosławaMilczącegoświęcić.
Nojasne,najwygodniejnabraćwodywusta.Mówić
odupieMaryniłatwo,gorzej,jaktrzebaprzejść
dokonkretów.Niewiem...Niepamiętam...Nietwoja
sprawa...Nietenczas...Jużmisiętoprzejadło,wiecie?!
Mamdość!
Jankagwałtowniewstałazkrzesła,którezhukiem
uderzyłoopodłogę.Wściekłasię,itoporządnie.Ale
nadspodziewaniedobrzepoczułasięzzłością,która
przynajmniejniepozwoliłajejsięrozpłakać.
Cociędzisiajugryzło,dziewczyno!GłosHelenybył
takostryidonośny,żeFuniauniosłałebekiwarknęła
cicho.
Jankazpasjąpodniosłakrzesło,dosunęłajedostołu
iwyszłabezsłowa.Niezastanawiałasię,dokądzmierza,
poprostuchciałabyćsama.
Naprzeciwkobyłydrzwidokuchni,aobokdosypialni