Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Niebędęciędoniczegonakłaniać–mówię.
Karolinanamyślasięnadodpowiedzią.
–Acochceszzobaczyć?–pytawkońcuzniechęcią.
–Właściwiewszystko,comacie.Całądokumentację,
zeznaniaświadków,zdjęciazsekcji,zmiejsca,
wktórymjąznaleziono,wszystko.
–Niemusiszakuratmnieotoprosić.Wystarczy,
żezadzwoniszdo...
Przerywamjej:
–Alezadzwoniłamdociebie!
–Damznać,comogęzrobić,cześć–odpowiada
irozłączasię.
Odkładamtelefon.Karolinaniejesttypemosoby,
którazałatwiacokolwiekbezinteresownie,ajeżelijuż
robiwyjątek,ostentacyjniedemonstruje,żejesttozjej
stronyaktłaski.
DalejmamnasobieczarnypłaszczWeroniki.Pewnie
istniejejakiśprzesąd,którymówi,żeniepowinnosię
iśćnapogrzebwubraniuzmarłego,żeczernieje
odtegoskóraalbowypadająwłosy.Dobrze,żejestem
łysa.Zrobiłamto,boniemiałamnicczarnego,nic
odpowiedniego.Niespakowałamsięporządnieprzed
przyjazdemtutaj.Międzyinnymitonasłączyło:drobne
niedopatrzenia,rozproszenia,któreczęstokończyłysię
małympożaremwsypialni,zgubionymidokumentami,
zniszczonymobrazem,niedogonionymostatnim
pociągiem.
„Jesteśmyjakmuchyowocówki”–powiedziała
kiedyś,latem,kiedyumierałyśmyzgorącawjejkuchni
nadkieliszkamitaniegowina.Zapytałamdlaczego,
choćwiedziałam,żeusłyszęjakąśniezbytbłyskotliwą
metaforę.Odpowiedziała:„Wszystkochciałybyśmy
najuż.Nieumiemynanicczekać.Jakbynaszeżycie