Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ5
Caroline
NIEPOJECHAŁAMPROSTODOHOTELU.Przeszłamsięjeszcze
popromenadzieikupiłamsobiekawę.Dopierogdyjąwypiłam,
siedzącnaławce,mogłamwrócićdoapartamentu.Upałbył
przerażający.Kiedydojechałamwindądoklimatyzowanegopokoju,
natychmiastopadłamnasofę.Pochwilimójtelefonsięrozdzwonił.
Megan.Zwestchnieniemprzesunęłamzielonąsłuchawkępoekranie.
–Megan,bardzocięprzepraszam–powiedziałamszybko,
bowiedziałam,żezarazsięnamniewścieknie.Coprawdanie
widziałamjejjeszczewkurzonej,alezawszemożebyćtenpierwszy
raz.Mimotonadalsiętłumaczyłam:–Normalniewyprowadziłmnie
zrównowagi.Niemogęuwierzyć,żezniegotakidupek.Nietak
tosobiewyobrażałam.Czyoniniemająmenedżera?
Onaoczywiściepotwierdziłamojesłowaidodała,żezarazbędzie
whotelu,żebypogadać,corobimydalej,azespółmamenedżera,ale
takiesprawyzawszezałatwiająsami.
–Okej,tojaidęwziąćdługiprysznic.Poprośobsługę,żebycię
wpuściładopokoju–dodałamisięrozłączyłam.
Rozebrałamsięjużwsalonieiweszłamnagadołazienki.
Słyszałamotwierającesiędrzwi,alewiedziałam,żetoMegan.
–Rozgośćsię!–krzyknęłamiodkręciłamwodę.
–Okej.–Usłyszałamwodpowiedzi.
Kiedyskończyłambraćprysznic,owinęłamsiętylkoręcznikiem