Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wyszliśmyzdomuispacerowaliśmywzdłużulicy.Nie
zaszliśmydaleko,gdypodwpływemimpulsuodwróciłam
siękuniemuispytałam:
–Miałbyścośprzeciwkotemu,gdybyśmyzamiast
spaceruwybralisięnaprzejażdżkęautem?Mamochotę
pojechaćgdzieśtak,żebyśmymoglipodziwiaćgóry.
Uśmiechnąłsię.
–Wspaniałypomysł.Moglibyśmyzostaćdłużej
iobejrzećzachódsłońca.
Dozachoduzostałojeszczeładnychkilkagodzin.
OdwzajemniłamuśmiechWynna.Tomiłaperspektywa
–siedziećirozmawiaćtakdługo.
Wróciliśmypoddomijużmieliśmywsiadać
dosamochoduWynna,gdyzasugerował:
–Możepowinnaśwziąćszalalbopłaszcz?Zanim
wrócimy,możejużsięzrobićchłodno.Może
jaciprzyniosę?
–Zostawiłamlekkipłaszczwkorytarzu.Myślę,żetaki
miwystarczy.
Wynnpomógłmiwsiąśćdoauta,apotemposzedł
pomójpłaszcz.Zapewnebędącwdomupowiedziałteż
JonowiiMaryonaszejzmianieplanów.Prowadząc
samochód,Wynnrozmawiałzemnąspokojnie.
Wyjechaliśmyzmiasta,apotemudaliśmysię
nawzgórze,bymócpopatrzećnaznajdującesię
nazachodziegóry.Wyczuwałam,żecośjestnietak,lecz
onicniepytałam.
Gdydojechaliśmynaszczyt,wysiedliśmy
zsamochoduipodeszliśmydozwalonegopnia.Było