Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
toidealnemiejsce,zktóregowidaćbyłorozciągającesię
przednamimajestatycznegóry.Usadowiłamsię
wygodnieiwestchnęłam.Zasiedemtygodnibędęmiała
okazjęchodzićpotychgórach–jużjakopaniDelaney.
Marzyłamotym,bynaszślubmógłsięodbyćjuż
wprzyszłymtygodniu.Albonie,jeszczelepiej–jutro!
Wynnusiadłprzymnieiobjąłmnieramieniem.
Pocałowałmnie,poczymzapadłacisza,gdyżoboje
wpatrywaliśmysięwgóry.Przytuliłmniemocniej.
Zapewneteżzastanawiałsięnadnaszymmiesiącem
miodowym,gdyżprzerwałmojemyślipytaniem:
–Niezmieniszzdania,prawda?
–Kto?Ja?–spytałamzdumiona.
–Taksięzastanawiałem,wtymcałymwirze
przygotowańiogromiepracy,możestwierdziłaś,
żewłaściwietowszystkoniejesttegowarte.
Znówwestchnęłam,lecztymrazemzinnego
powodu.
–Zanudzałamciętymostatnio,prawda?Ciągle
mówiłamoprzygotowaniach,martwiłamsięoto,
frustrowałamtamtym.Chybaniebyłamostatniodobrą
towarzyszkądorozmów,ale…
Wynnprzerwałmidelikatnympocałunkiem.
–Tochybajaniewystarczającocięwspierałem,czyż
nie?–wyznał.–Taknaprawdętochciałbym,ale
poprostuniepotrafię.Niemiałempojęcia,żeślubwiąże
sięztylomarzeczami,któretrzebazaplanowaćiże…
żeczłowieksiętyledenerwuje.Czasemobawiamsię,
żetyiMaryzadużonasiebiebierzecie.Obiejesteście