Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ażemojawiedzageograficznabyłabardzolicha,szybko
nastawałydlamnienieznaneibaśniowekrainytego
świata,umiesz​czanenasta​ro​żyt​nychma​pach.
ZapamiętałemjedynienazwęVerdun,boczytałem
kiedyśwgazecie,żeburmistrzpewnegoniemieckiego
miasteczkawłaśnietamzaciągnąłsiędoLegii
Cudzoziemskiej.Jegoprzypadekniedawnowywołał
niemałąsensację,awycinaniedotyczącychgonotatek
prasowychbyłobyćmożejedynymzabiegiem,który
rzeczowowiązałsięzmoimplanem.To,conazywałem
przygotowaniami,odnosiłosiębowiemdoczegośinnego,
doza​gad​ko​wego,bo​le​snego,leczżar​li​wegoza​mętu,który
porwałmnienagleniczymwirwcichejwodzieprzy
czymodczytywałemgojakowezwaniedobiegające
gdzieśzod​dali.
Wsiadłemdowagonuczwartejklasy,zapełnionego
chłopamizdolinyWezery,drobnymihandlarzami
iprzekupkami,któresiedziałyskulonezaswymi
ko​szami.
Kiedypociągruszył,poczułem,żeznajdujęsię
wzupełnienowejsytuacji,jakzwiadowcawpaństwie
wroga,któryniemajużnikogo,zkimmógłbypogadać.
Byłemzsiebiedumny,boniewierzyłem,żeudamisię
dotrzećdotegopunktu.Obawiałemsięjednak,
żeodczujępragnieniepowrotu,przyrzekłemwięcsobie,
żezawszelkącenębędęmusięopierał.Stukot
toczącychsiękółwagonudodawałmiodwagiiwjego
taktmruczałempodnosemkrótkiezdania,cośjakby:
„po​wrótjestwy​klu​czony!”.
Zupełnienowebyłodlamnietakżesamotowarzystwo,
któreniezwracającnamnieuwagi,żywozesobą
gawędziło,adziękiwsiadającymiwysiadającym,wciąż
sięzmieniało.Czasempojawiałysiędziwnepostaci,
bydawaćdrobne,nielegalneprzedstawienia,izaraz
potym,jakjużobeszliwszystkichzkapeluszem,znikać