Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
możewymyślimy,jakmogłybyuniknąćtychkaźni.
PołczyńskapatrzyłamatcePiotraprostowoczy,niemówiłajużjak
dokobiety,którajestdorosła,któraurodziładzieci.Mówiłatonem,
któregoużywała,gdychciałazdyscyplinowaćdziecko,atymsamym
wskazaćmudobrądrogę.
Dobrze,paninauczycielkarobiswoje,niechtymmoimdzieciom
łatwiejbędzie…aPiotrekzarazdopanidojdzie.
Wisiaposzłanaumówionemiejsce.Chwilęstałazdjętazłością.Ten
padaleczłamałmurękę,powinnatobezzwłoczniezgłosić!Cobędzie
następne?!Wybijemuzęby?!Tognójniemytyjeden!Czasembyła
nasiebiezła,mogłajakinninauczycieleodbębnićswojegodzinyiiść
dodomu.Miećwłasnetroski,acudzezostawićinnym.Poczuciemisji
dawałojejsiłę,aleiteżcałkowicieodbierało.
Dzieńdobry,jestem…
Usłyszaładziecięcygłosiszybkosięodwróciła.Piotrniepewnie
spoglądałnaswojąnauczycielkę.Prawąrękęmiałowiniętąpodartą
koszulką,któramiałaimitowaćtemblak.Wyglądałźle,alechyba
najgorszebyłoto,żesięwstydził.
Dzieńdobry,Piotrze.Bardzocięboli?
Jużnie.Ja…jestemodporny.Chłopiecuśmiechnąłsięsmutno.
Chciałbyścośztymzrobić?
Panisamawiejakjest,półwsitakma.Niczrobićsięnieda.Takie
życie.
Wisławazobaczyłatensamwyrazbezsilności,jakimalowałsię
natwarzyjegomatki.
Ztakimpodejściemtoczłowieknadalbynadrzewachsiedział.
Ups,oilewierzymywewolucjęzażartowała,żebymimowszystko
rozluźnićatmosferę.
Natymdrzewie,towiepani,chybabynamlepiejbyło.
Awidzisz,Piotrze,ajakbytakniesiedziećwchałupie,gdynapity
ojciecwraca,gdyby,jaktosięmówi,zejśćmuzoczu…Możecie
wszyscydomnieprzyjść,przeczekać.Zapaliłasiędotakprostego
pomysłu.
Niemożemy,przynajbliższejokazjistarywybiłbypaniszybyalbo
icogorszegozrobił,ajasobiebymtegoniewybaczył.Myteż
zostalibyśmyukarani.Narazieniemamywyjścia.Pokręciłsmutno
głową.
Oj,jaktysięszybkopoddajesz,gdzieduchwmłodzieży,gdzie
głowaisercegorące?Zobaczysz,żecośwymyślę.Niepozwolę,żeby
choćbywłosspadłcizgłowy.