Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
rozczuliłamnietym,żestanęławobroniematki.
–Wkurzyłamnie.Zaczęłasięchwalić,żejejrodzice
mająkancelarięprawnąitakietam,ażejanibyjestem
gorsza,bocórkakurydomowej–powiedziała
zesmutkiem.
–Jezu,aleprzecieżjaniemampracyzaledwie
odpoczątkuwrześnia!
–Etam,szkodananiąsłów.Zasłużyłanakopniaka.
Potembyłyśmynarozmowieuwychowawczyni.Zresztą
wiesz.
–Jeślijejrodzicesąprawnikami,tojeszczeciępozwą
–zażartowałam.Lusiaspojrzałanamnieidopiero
pochwilisięuśmiechnęła.Przytuliłamjądosiebie.–Nie
martwsię.Wszystkobędziedobrze.Możetwojamatka
jestprzezchwilębezrobotna,alezatozcałkiemniezłą
sumkąnakoncie.Ajużniedługozmienięsię
wbizneswoman.Terazzbierajmanatkiijedziemy
dodomu.Aha,inigdyjużwięcejnikogoniekop!
Pokilkuminutachwyszłyśmyzinternatu.Deszcz
naszczęścieprzestałsiąpić.Ruszyłyśmywkierunku
samochodu.Stanęłamnakrawężniku,byprzejść
nadrugąstronę.Ktośszybkoprzejechał,aLusiazłapała
mniezaramię.
–Mamo,tamjestprzejściedlapieszych.–Pokazała
ręką.
Faktycznie,dziesięćmetrówdalejwidniałynajezdni
białepasy.
–Tomałauliczka.Ktobytuprzechodziłprzez
przejście?–Wzruszyłamramionami.
–Piesi–odparłotomojemądralińskiedziecko,
ajaparsknęłamśmiechem.