Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
roz​czu​li​łamnietym,żesta​nę​ławobro​niemat​ki.
Wkurzyłamnie.Zaczęłasięchwalić,żejejrodzice
mająkancelarięprawnąitakietam,ażejanibyjestem
gorsza,bocórkakurydomowejpowiedziała
zesmut​kiem.
Jezu,aleprzecieżjaniemampracyzaledwie
odpo​cząt​kuwrze​śnia!
Etam,szkodananiąsłów.Zasłużyłanakopniaka.
Potembyłyśmynarozmowieuwychowawczyni.Zresztą
wiesz.
Jeślijejrodziceprawnikami,tojeszczeciępozwą
zażartowałam.Lusiaspojrzałanamnieidopiero
pochwilisięuśmiechnęła.Przytuliłamdosiebie.Nie
martwsię.Wszystkobędziedobrze.Możetwojamatka
jestprzezchwilębezrobotna,alezatozcałkiemniezłą
sumkąnakoncie.Ajużniedługozmienięsię
wbizneswoman.Terazzbierajmanatkiijedziemy
dodomu.Aha,ini​g​dyjużwię​cejni​ko​goniekop!
Pokilkuminutachwyszłyśmyzinternatu.Deszcz
naszczęścieprzestałsiąpić.Ruszyłyśmywkierunku
samochodu.Stanęłamnakrawężniku,byprzejść
nadrugąstronę.Ktośszybkoprzejechał,aLusiazłapała
mniezara​mię.
Mamo,tamjestprzejściedlapieszych.Pokazała
ręką.
Faktycznie,dziesięćmetrówdalejwidniałynajezdni
bia​łepasy.
Tomałauliczka.Ktobytuprzechodziłprzez
przej​ście?Wzru​szy​łamra​mio​na​mi.
Piesiodparłotomojemądralińskiedziecko,
ajapar​sk​nę​łamśmie​chem.