Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jakdługopananiebyło?
–Okołoczterechgodzin.
–Czykiedywidziałpanżonęporazostatni,
zachowywałasięinaczejniżzwykle?
–Nie.
–Niepokłóciliściesiępaństwo?–odzywasięwreszcie
pierwszyrazmężczyzna,apolicjantkapatrzynaniego
zuznaniem,jakbydającznak,żezadałdobrepytanie.
–Nie–zaprzeczamstanowczo.
Bojęsię,żemówięzamało,nieskładnieiwygląda,
jakbymniebyłzadowolonyzobecnościpolicjiwmoim
domu.Niechcę,żebymyśleli,żeniemamochoty
nawspółpracę.Jestwręczprzeciwnie–naprawdęwierzę,
żemogąmipomóc,przecieżpotoichwezwałem.
Znaturyniejestemwylewny.Anetazawszesięśmiała,
żezyskujęprzybliższympoznaniuinapoczątkuludzie
mogąmyśleć,żejestemzarozumiałylubzamknięty
wsobie.Siedzącynaprzeciwkomniefunkcjonariusze
jednaktegoniewiedząioceniąmniezapewnepotym
pierwszymspotkaniu,naktórymniewypadamchyba
zadobrze.
–Międzymnąażonąwszystkobyłowporządku.Miała
dziśiśćznaszymsynemdopediatry,małegolekkobolało
ucho–dodajęwnadziei,żetymrazemudzielam
imbardziejwyczerpującejinformacji.
Kobietanotujecośwczarnymnotesie,apochwiliznów
dopytuje:
–Dzwoniłpandoznajomychżony?Możewyjechała
dorodziny?
–Tak,telefonowałemdojejrodziców.Byłemwdomu
jejsiostry.Niktnicniewie.Anetanikomuniemówiła,
żegdzieśsięwybiera.Całąnocjeździłempookolicyiich
szukałem.Bojęsię,żestałosięcośstrasznego–mówię
najednymwydechu.
Policjanciprzyglądająmisięuważnie,jakbyusiłowali