Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozpoznałemtengłos.Tobyłon.Niemiałempojęciajak,ale
jakimścudemdostałsięnaprom.Szczęściezesłałomijedyniekrótką
chwilęwytchnienia.
Zaległacisza–przestraszeniludzieschodzilimuzdrogi.
OdwróciłemsięizobaczyłemRodrigawrozpiętejkoszuliizłotym
łańcuchunaszyi.Byłzdyszany,ajegobordowązwysiłkutwarz
pokrywałylicznezadrapania.Podkasałrękawy,odsłaniajączłoty
zegarek,złapałzastolikicisnąłnimwemnie.
–Zabijęcię!–krzyczałrozwścieczony.–Podejdźtutaj,bohaterze!
Zabijęcię!
Zacząłrzucaćwemnieczympopadło:krzesłem,plażowym
leżakiem,następniebutelką,szklanką,wazonem,anawetwidelcem.
Odważny–jakzawsze–zacząłemuciekaćnapomost,ale
prześladowcaprzeciąłmidrogę.
–Icoteraz?–zadrwił,stojąckilkametrówodemnie.Zkieszeni
wyjąłnóż.–Chodźodważniaku,podejdźnotutaj.
–Rodrigo,możemytozałatwićnaspokojnie.Porozmawiajmy
–powiedziałem.–Wszystkodasięzałatwić.
–Niewymawiajmojegoimienia–warknąłwściekły.–Zabijęcię!
Rozpędziłsięiwycelowałwemniegłowęztłustyminażelowanymi
włosami.Instynktowniezrobiłemunik–niczymrasowytorreador.
Zbokudobiegłomniekilka„olé”.Byłemodniegoszybszy.
Próbowałemgoobezwładnić,aleudałomisięjedyniewytrącić
muzrękibroń,któraupadłakilkametrówdalej.Rodrigoodwróciłsię
izadałmidwaciosy,ażpadłemnaziemię.Publicznośćprzyglądałasię
mojejklęsce.Usłyszałemciche„och”idzieckopiszczące:„tato,
ongozabije!”.Leżącobokporęczynasamymkońcurufy,zobaczyłem
jakRodrigopodnosizpokładuskładanynóż.Kręciłomisięwgłowie.
Naprzemianwidziałemjegoszortywkolorzekhaki,twarzValentiny
itaksówkarzawykrzykującego:„olé,olé”.Czułemniemoc.Rodrigo
podszedłdomnietakblisko,żefałdybrzuchawystającezza
rozchylonejkoszuliznajdowałysiętużnadmojągłową.Miał
rozszerzoneźrenice,jakgdybybyłpoparukreskachkokainy.Trzymał
nóżwrękuiszukałzemsty.
–Coteraz,odważniaku?–wykrzyknął.–Coteraz?!