Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rzuciłemnaniegookiem.Wyglądałnaożywionegoipiekielnie
nakręconego.
–Ruszaj!–krzyknąłem.
Asfaltzadymił,zapiszczałyopony,awodazkałużyochlapała
chłopcazlodami,któryrazemzmatkąprzechodziłwłaśnieoboknas.
Rozpędziliśmysiędo130kilometrównagodzinęwsamymcentrum
miasta,stawiającnanogichybacałąpolicjęPalmy.Prawdziwa
dyskoteka.Żołądekpodszedłmidogardła,zbladłemjakkałamarnica
iżałowałem,żeFordSierratonieDeLorean,afikcjakinowaniejest
prawdą.Chciałem,abynakońcupromenadyczekałnamniewehikuł
czasu,któryprzeniósłbymniewprzyszłośćlubgdziekolwiekindziej,
bylebytylkowściekłyRodrigomnieniedopadł.Jednak–jakmówi
piosenka–marzeniasątylkomarzeniami,ajabyłemzwykłym
uciekinierem,któryprzespałsięznieodpowiedniąosobą.
Taksówkarzświetniesiębawił.Podgłośniłradioizabębniłpalcami
okierownicę.
–Olé,olé–podśpiewywał.–Czywiesz,żezamłodubyłem
kierowcąwyścigowym?
Wtymmomenciesłowatebyłydlamniejakmiódnaserce.
WkońcuzanamipędziłydwaradiowozyikabrioletBMW.
Iznowuszczęściesiędomnieuśmiechnęło.Zulicyprostopadłej
dopromenadywyjechałpiętrowyautobuspełenturystówzgołymi
torsami.
Taksówkarzwcisnąłpedałgazu,ominąłautobusizgubiłpędzącą
zanamikawalkadę.Kilkasekundpóźniejrozległsięgłośnyhuk
wpadającychnasiebiesamochodów.Usłyszałemdźwiękklaksonów
apotemkolejneuderzeniaibrzękpękającychszyb.
Wjechaliśmywdzielnicęzaniedbanychulicidomów
zwymalowanymisprejemfasadami.Wrzawazananamipowoli
cichła.
Resztędrogijechaliśmywmilczeniu.Portbyłblisko.Widziałemjuż
statkiiprom,zktóregonalądschodzilizłaknieninocnegoszaleństwa
turyści.Wyglądalinamocnopodpitych.Zzadumywyrwałmnie
zapachsmołyioleju.Morzeprzypominałomiomoimdomu,ajego
bliskośćpomagałamyślećracjonalnie.Ludziezwybrzeżamusząbyć