Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Alecoznowu!zawołałszybkopanPickwick.
Sądzę…sądzę,że…żeWinklemasłusznośćdodałpan
Snodgrass,cokolwiekprzerażony.
Tobyćniemoże!powtórzyłpanPickwick.
Alezaledwiewymówiłtewyrazy,gdysześćpułkówjakjeden
człowiekijakbymiałojedenceltylko,skierowałolufy
nanieszczęśliwychpickwickistówirozległsięhuk,jakimożenigdy
niewstrząsnąłziemiąaniodwagądżentelmenawlatachdojrzałych.
Wtymkrytycznympołożeniu,wystawionynaciągłyogieńślepych
nabojów,zaniepokojonyruchamiwojska,któremunadchodziłynowe
posiłki,rozwijającesweszeregiztyłupozapanemPickwickiem,mąż
tenokazałcałązimnąkrew,nieodstępnątowarzyszkęwielkich
umysłów.UchwyciwszyzarękępanaWinkle’aiumieściwszysię
międzynimapanemSnodgrassem,przedstawiałimprzekonywająco,
żewyjąwszyniebezpieczeństwoogłuchnięciaodstrzałów,niemasię
wcaleczegoobawiać.
Ale…ale…rzekłpanWinkle,blednącprzypuśćmy,
żektórykolwiekżołnierzmanabójzkulą…przezpomyłkę…
Słyszałemostryświsttużkołoucha…
Czyniedobrzebybyłopołożyćsięplackiemnaziemi?zapytał
panSnodgrass.
Nie,nie,wszystkojużsięskończyłoodrzekłpanPickwick.
Gdymówiłto,ustajegomogłyzadrżeć,policzkipoblednąć,ale
żadenwyrazstrachulubniespokojnościniewyrwałsięzusttego
nieśmiertelnegomęża.
PanPickwickmiałsłuszność:strzelaniesięskończyło.Myślałwięc
jużtylkoowielkiejtrafnościswejhipotezy,gdydostrzegłnacałejlinii
szybkieruchy.Krzykikomendyrozległysięznowuizanimnasi
podróżnimieliczaspoczynićdomysłycodotegonowegomanewru,
sześćpułkówprzyśpieszonymkrokiemposzłonabagnetykumiejscu,