Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
usłyszałtużkołosiebie,ilekkiedotknięcieramienia.Odwróciłsię
ipoznałJakubaPonurego.
Panprzypatrujeszsiękrajobrazowi?zapytałprzybyły
poważnymgłosem.
TakjestodrzekłpanPickwick.
Iradpanjesteś,żewstałeśtakrano?
PanPickwickprzytwierdziłskinieniemgłowy.
O!Toprawda!Trzebawcześniewstać,byoglądaćsłońce
wcałymjegoprzepychu,bojasnośćjegorzadkotrwacałydzień.
Początekdniaipoczątekżyciasą,niestety,zanadtopodobnedosiebie.
Maszpansłuszność.
CzęstomówiąciągnąłdalejJakubPonuryczęstomówią:
ranekzbytpięknytoniepotrwadługo.Jakżetrafniemożna
zastosowaćuwagędonaszegoistnienia!Czegożbymniedał,
bymipowróciłydnimojejmłodościlubbymjezapomniałnazawsze!
Miałpanwielezmartwień?zapytałpanPickwick
zewspółczuciem.
MiałemodrzekłJakubPonurydrżącymgłosem.Więcej,
niżbymożnawierzyć,widzącmnie.
Zatrzymałsięnachwilę,apotemnaglezapytał:
Czynigdypanunieprzychodziłonamyśltakiegopięknego
poranka,żebyłobyrzecząbardzomiłąibłogąutopićsię?
Nie!NiechmnieBóguchowa!zawołałpanPickwick,cofając
sięniecozobawy,bynieznajomemunieprzyszłachętkazepchnąć
godowodynapróbę.
JaczęstootymmyślałemmówiłdalejPonury,który,zdawało
się,żeniedostrzegłtegoruchu.Tawodazimnaispokojnaszmerem
swymzdajesięwzywaćmnie,bymwniejszukałspokoju
izapomnienia.Jedenskok!…buch!…szamotanieprzezchwilę…fala
wznosisięnadgłową…zamęt…wodasięwygładza…ikoniec