Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miećpolejakiekolwiekdopracy...Szukałemwszędzie,nieznalazłem
–sądziłem.żejużnigdzienieznajdę!Powiedzianomiwostatniem
miejscu,gdziemprosiłozajęcie,abysięudaćdopanaNaczelnika.
Przetoprzychodzęnieznieśmiałością,alezrozpaczą,zbłaganiem
ojakakolwiekpraceznajskromniejszemwynagrodzeniem,abymtylko
mógłwyżyć...
–Wtejchwiliniemażadnegomiejsca,mójłaskawco
–odpowiedziałflegmatycznieNaczelnik.
Natesłowaproszącyposiniałjeszczebardziej,oczyzaczęły
mubiegaćniespokojniedokoła.Zapanowałomilczenie,przerywane
tylkomonotonnemcykaniemzegara.
Zbocznegopokojudochodziłygłosyrozmawiającychidenerwujący
brzększklanek–pitowidoczniewsąsiedztwie.
Zimnesłońcekładłoprzezoknonaposadzkęprzedzachodnie
promienie,przesiąkniętepurpura.Zaledwiedostrzegalnepyłki
wirowaływnichjakzłoteigiełki.Drzewa,stojącezaoknem,okryte
szronem,omglonesłonecznympromieniem,lśniłyjakzesrebra
oksydowanegoibrylantów.
–Nazwiskopańskie?
–JanBaliński...–Jakiścieńnadziei,jakbyradosneoczekiwanie
przemknęłomupotwarzy.
–Gdzieśpanpracowałdotychczas?
–Nadrodzeżelaznej.
–Wjakiejmiejscowości?
–NaoddzialepanaNaczelnika.
–Nieprzypominamsobie,abympanakiedywidział,ajaprzecież
znamswoichludzi.
–NiemógłpanNaczelnikznaćtakprostąsiłęroboczą,lubżeby
jakotwarzmogłamupozostaćwpamięci.
–Tośpanpracowałjako...?
–Prostyrobotnik.
–No,proszę...hm,tonieżarty,potrzebazmusiłapanająćsiętakiej
pracy!
–O,nieżarty–głód!
–Głód?
–Tak...
–No,proszę...hm–imimowolizrobiłcharakterystycznyruchręką
powydatnymbrzuchu.–Przykrarzecz–pomyślał.
–Gdywszystkosprzedałemiwyczerpałemwszelkieśrodki
isposobydostaniazajęcia,odpowiedniegomoimmniemaniom,anędza