Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poskręcanympniu,którywodaczęściowoodarłazkory,
piętrzyłasięhałdaśmiecioplecionawodorostami.Bił
stamtądintensywnyzapachgłębinmorskich.
Cosięstało?spytałaKarolina.
Jeszczeniewiemskłamał.
Karolinaniczegoniedostrzegła,boschyliłasię
poprawićbut.JerzyCiszewskimożeiniemiałformy,
alewzrokwciążmiałsokoliiwiekwżadensposób
goniestępił.Jegookulista,odmłodychlatnoszący
soczewkikontaktowe,śmiałsię,żetomusibyćjakiś
rodzajmutacjiiżeCiszewskiemuzazdrości.Stary
człowiekzbliżyłsiędopnia,niespuszczającgozoczu.
Czuł,jakpchaneprzezognistąfalędymyzhoryzontu
docierajądoniegoibiorąwposiadaniejegoduszę.
Pierwszyrazdzisiaj,mimotermoaktywnejodzieży,
poczułchłód.Miałwrażenie,żeznowujestdzieckiem
istoipodścianązbombardowanejkamienicynaWoli
wWarszawie.Ruszyłsięwyłączniepoto,abystrząsnąć
zsiebietamtowspomnienie,iwszedłwwodę.
Buty,dziadku!krzyknęłaKarolina.
Poczuł,jakstopyobmywamulodowatawoda.Jako
dzieckowidział,jakumarliwyciągalidłoniespod
gruzów,ijeśliwciążpotrafiłsięuśmiechać,tojedynie
dlatego,żewierzył,jużnigdyczegośtakiegonie
zobaczy.Przezwyciężającopórwłasnegociała,które
naglezesztywniało,pochyliłsię.Przezchwilętaktrwał,
patrząc,poczymwycofałsięnabrzeg.
Sięgnąłposmartfon.Karolinastanęłaobokniego,
wpatrującsięwpniakiotaczającegozwojemorskiego
śmiecia.Oczymiałaszerokootwarte.Terazonateżjuż
widziała.Drżącąrękąwybrałnumerikilkaminut