Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
aleKrukteżnie.Możeiniemieszkałnamelinie,miał
jeszczepracęiregularniebrałprysznic,jednak
przychodzącwtakiemiejsca,miałświadomość,jak
niewielepotrzeba,bywtakisposóbskończyć.
Toznaczyniewielebyłotrzebajemu,Krukowi.Tylko
odrobinęwięcejobojętnościnato,comusięprzydarza.
–Jestnapanadoniesienie.
–Taak?–Sorkaczuniósłbrwi,aleniewydawałsię
specjalnieprzejęty.Niewyglądałonato,żebył
zainteresowanywnajmniejszymstopniu.
–WiesławPaczakzeznał,żewczorajwieczorem
dokonałpanwjegodomurabunkuzbroniąwręku.
–O,tomójszwagier–ucieszyłsięSorkacz.
–PanieSorkacz,jestpanoskarżonyonapadzbronią.
Rozumiepan?
Kruksamniewierzyłwto,comówi.Pijacywymyślali
różnerzeczy.Całasprawabyłazgatunkutych,które
nabijająstatystyki,alesamewsobiesążałosne.
AonodtejhistoriizZarzeckimstałsięspecjalistą
odżałosnychspraw.
–No,jakstrzelanka,topoważniejest–uprzejmie
zgodziłsięSorkacz.
–Tojak,przyznajesiępan,żestrzelał?
–Możnatakpowiedzieć.
–Gdziebroń?
Krukpoczuł,jakogarniagorozleniwienie.Nicmusię
niechciało.Powinienrzucićfacetanapodłogę
iprzeszukaćpokój,alezamiasttegozapaliłdrugiego
papierosa.
–Oczywiście,mamjągdzieśtutaj–wymamrotał
Sorkacz.