Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
-Panskądwie?...-odparł.-No,słowohonorudaję,żeten
człowiekmazmysłproroczy!Właśniedziś,słowohonoru...muszębyć
namieścieprzedsiódmą,choćbymumarł,choćbym...miałpodaćsię
dodymisji...
-Niechpanodtegozacznie-wybuchnąłRzecki-abędziepan
wolnyprzedjedenastą,nawetwtejchwili,panieMraczewski.Pan
powinieneśbyćhrabią,niekupcem,idziwięsię,żepanodrazunie
wstąpiłdotamtegofachu,przyktórymzawszemasięczas,panie
Mraczewski.Naturalnie!
-No,ipanwjegowiekulatałeśzaspódniczkami-odezwałsię
Lisiecki.-Cotubawićsięwmorały.
-Nigdynielatałem!-krzyknąłRzecki,uderzającpięścią
wkantorek.
-Przynajmniejrazwygadałsię,żecałeżyciejestniedołęgą
-mruknąłLisieckidoKlejna,któryuśmiechałsię,podnosząc
jednocześniebrwibardzowysoko.
Dosklepuwszedłdrugigośćizażądałkaloszy.Naprzeciwniego
wysunąłsięMraczewski.
-Kaloszykówżądaszanownypan?Którynumerek,jeżeliwolno
spytać?Ach,szanownypanzapewneniepamięta!Niekażdymaczas
myślećonumerzeswoichkaloszy,tonależydonas.Szanownypan
raczyzająćmiejscenataburecie.Paweł!Przynieśręcznik,zdejmpanu
kaloszeiwytrzyjobuwie...
WbiegłPawełześcierkąirzuciłsiędonógprzybyłemu.
-Ależ,panie,ależprzepraszam!...-tłomaczyłsięodurzonygość.
-Bardzoprosimy-mówiłprędkoMraczewski-tonaszobowiązek.
Zdajemisię,żetebędądobre-ciągnął,podającparęsczepionych
nitkąkaloszy.-Doskonałe,pyszniewyglądają;szanownypanmatak
normalnąnogę,żeniepodobnamylićsięcodonumeru.Szanownypan
życzysobiezapewneliterki;jakiemająbyćliterki?...
-L.P.-mruknąłgość,czując,żetoniewbystrympotokuwymowy
grzecznegosubiekta.
-PanieLisiecki,panieKlejn,przybijciezłaskiswojejliterki.
Szanownypankażezawinąćdawnekalosze?Paweł!wytrzyjkalosze
iokręćwbibułę.Amożeszanownypannieżyczysobiedźwigać
zbytecznegociężaru?Paweł!rzućkaloszedopaki...Należysiędwa
rublekopiejekpięćdziesiąt...Kaloszyzliterkaminiktszanownemu