Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zesmutnymuśmiechemnaposiniałychustach.
-Aco,byłempewny,żepanprzyjdzieszpierwszy.Dzieńdobry
-rzekłpanIgnacy.
-Paweł!gaśświatłoiotwierajsklep.
Służącywbiegłciężkimkłusemizakręciłgaz.Pochwilirozległo
sięzgrzytanieryglów,szczękaniesztabidosklepuwszedłdzień,
jedynygość,którynigdyniezawodzikupca.Rzeckiusiadłprzy
kantorkupodoknem.Klejnstanąłnazwykłymmiejscuprzy
porcelanie.
-Pryncypałjeszczeniewraca,niemiałpanlistu?-spytałKlejn.
-Spodziewamsięgowpołowiemarca,najdalejzamiesiąc.
-Jeżeligoniezatrzymanowawojna.
-Staś...PanWokulski-poprawiłsięRzecki-piszemi,żewojny
niebędzie.
-Kursajednakspadają,aprzedchwilączytałem,żeflotaangielska
wpłynęłanaDardanele.
-Tonic,wojnyniebędzie.Zresztą-westchnąłpanIgnacy-conas
obchodziwojna,wktórejnieprzyjmieudziałuBonaparte.
-Bonapartowieskończylijużkarierę.
-Doprawdy?...-uśmiechnąłsięironiczniepanIgnacy.
-AnaczyjążkorzyśćMacMahonzDucrotemukładaliwstyczniu
zamachstanu?...Wierzmi,panieKlejn,bonapartyzmtopotęga!...
-Jestwiększaodniej.
-Jaka?-oburzyłsiępan.Ignacy.-MożerepublikazGambettą?...
-MożeBismarck?..
-Socjalizm...-szepnąłmizernysubiektkryjącsięzaporcelanę.
PanIgnacymocniejzasadziłbinokleipodniósłsięnaswymfotelu,
jakbypragnącjednymzamachemobalićnowąteorię,która
przeciwstawiałasięjegopoglądom;leczpoplątałomuszykiwejście
drugiegosubiektazbrodą.
-A,mojeuszanowaniepanuLisieckiemu!-zwróciłsię
doprzybyłego.-Zimnydzieńmamy,prawda?Którateżgodzina
wmieście,bomójzegarekmusisięspieszyć.Jeszczechybanie
makwadransanadziewiątą?..
-Takżekoncept!...Pańskizegarekzawszespieszysięzrana,