Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Wówczasprzyszłominamyśl,żetakdalekojestemoddomu,
żedziśostatnimmiędzymnąiwamiłącznikiemtylkotegwiazdy,
żewtejchwiliuwasmożeniktniepatrzynanie,niktomnienie
pamięta,nikt!...Uczułemjakbywewnętrznerozdarcieiwtedydopiero
przekonałemsię,jakgłębokąmamranęwduszy.
-Prawda,żenigdynieinteresowałymniegwiazdy-szepnąłpan
Ignacy.
-Odtegodniauległemdziwnejchorobie-mówiłWokulski.
-Dopókirozpisywałemlisty,robiłemrachunki,odbierałemtowary,
rozsyłałemmoichajentów,dopókimbodajdźwigałiwyładowywał
zepsutewozyalboczuwałnadskradającymsięgrabieżcą,miałem
względnyspokój.Alegdymoderwałsięodinteresów,anawetgdym
nachwilęzłożyłpióro,czułemból,jakbymi-czytyrozumiesz,
Ignacy?-jakbymiziarnopiaskuwpadłodoserca.Bywało,chodzę,
jem,rozmawiam,myślęprzytomnie,rozpatrujęsięwpięknejokolicy,
nawetśmiejęsięijestemwesół,amimotoczujęjakieśtępeukłucie,
jakiśdrobnyniepokój,jakąśnieskończeniemałąobawę.
Tenstanchroniczny,męczącynadwszelkiwyraz,ladaokoliczność
rozdmuchiwaławburzę.Drzewoznajomejformy,jakiśobdarty
pagórek,kolorobłoku,przelotptaka,nawetpowiewwiatrubez
żadnegozresztąpowodubudziłwemnietakszalonąrozpacz,
żeuciekałemodludzi.Szukałemustronitakpustej,gdziebymmógł
upaśćnaziemięi,niepodsłuchanyprzeznikogo,wyćzbólujakpies.
Czasamiwtejucieczceprzedsamymsobądoganiałamnienoc.
Wtedyspozakrzaków,zwalonychpniirozpadlinwychodziły
naprzeciwmniejakieśszarecienieismutniekiwałygłowami
owybladłychoczach.Awszystkieszelestyliści,dalekiturkotwozów,
szmerywódzlewałysięwjedengłosżałosny,którymniepytał:
"Przechodniunasz,ach!cosięztobąstało?..."Ach,cosięzemną
stało...
-Nicnierozumiem-przerwałIgnacy.-Cóżtozaszał?
-Co?...Tęsknota.
-Zaczym?
Wokulskidrgnął.
-Zaczym?No...zawszystkim...zakrajem...
-Dlaczegożeśniewracał?
-Acóżbymidałpowrót?...Zresztą-niemogłem.