Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Możeciewpaśćrówniedobrzenakawęwsobotę,jakchcecie”.
„Przyjdziemy”.„Tobądźcieprzedsiódmą,najlepiejgłodni”.„Dobrze,
dozobaczenia”.Rozłączyłsię,alenieodłożyłtelefonu.Wyświetlacz
zgasł.
Krzysztofwyszedłzłazienkiobnażonydopasa,jasny,piękny.
Nawettenzaokrąglonybrzuszek,naktórytaknarzekał,byłabsolutnym
cudemwpasowanymwtociało.Jakubstłumiłchęćpołożeniadłoni
najegoklatcepiersiowej.Jeszczeniewiedział,coKrzysztofpowie.
„Twojamamazapraszanasnakolację,nasiódmą”.„Okej”.Napłatku
uchaKrzysztofazostałaodrobinapianki.
„Aniemieliśmyoglądaćfilmu?”Jakubobserwowałswojedłonie,
sznytynanadgarstkach.„Tenpasektopannamodda,
myprzechowamywdepozycie,jakpanbędziewychodził,topan
odbierze”.Niemyślećotym,nieteraz!„Jakub,maszochotęzostać
wdomu,obejrzećtenfilm?”„Nie,niemusimy.Mogę…chcęiść”.„To
pójdziemy”.Odwróciłsię.Jakubkochałjegołopatki,znamięwielkości
jednogroszówkinaplecach,karkporośniętyjasnymiwłoskami.
Podszedł,przylgnąłdoKrzysztofa,poczułpodrękamiciepło,znajome
ciało.„Co,cieszyszsię,Jacob?Lubię,jaksięcieszysz”.Iodrazu
przypomniałysiętedawniejszesłowa,wypowiedzianezpasją,która
niebyłamiłością.„Nienawidzęcię!Nikt,rozumiesz,Jacob,niktmnie
niepotrafidoprowadzićdotakiejnienawiści!”Byłomudobrze,stali
naprzystanku,miałnasobiecienkipłaszcz,alenieczułlistopadowego
zimna.„Ładnieciwnim,Jacob”,powiedziałkiedyśKrzysztof,gdy
Jakubobracałsięwprzymierzalni,„dotychbutówjakznalazł”.
„Świetnietonapanuleży,tenpłaszczjestdlapana”,zachwalała
sprzedawczynioapodyktycznychkompetencjach.Jakubuśmiechnąłsię
doJakubawlustrze.
Wautobusiesiedzielioboksiebie,aonchciałpołożyćgłowę
naramieniuKrzysztofa,prawiesięzapomniał.Miłośćuspokojona,
cicha,bezburz.