Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
tegomanewru.Musiałemdziałać.Umocowawszynóżnadługimdrągu,
starałemsięprzebićrybę,leczwszystkiepróbybyłynieudane.Wten
sposóbryzykowałemzłamaniemlubzgubieniemnoża.Niemniej
bezowocnebyłymojeusiłowania,abyzaczepićrybysękatymdrągiemi
wyrzucićjenabrzeg.Wtedypostanowiłemwyzyskaćdążenierybdo
przejściaprzezpłot.
Uczyniłemtownastępującysposób:
Okilkakrokówodbrzeguwyrąbałem,nawpółpodwodą,oknow
moimpłocie,apodrugiejstronieumieściłemwysokowystającynad
wodąkosz,któryuplotłemzcienkichprętówwikliny.Uzbrojonyw
krótkiiciężkikij,czekałemnazdobycz.Pokilkuminutachdo
zdradzieckiegootworuwpłociezaczęłypodpływaćdwiewspaniałe
ryby.Bardzoostrożnie,jakgdybynamacująckażdycal,weszłydo
kosza,gdziezaczęłyskakać,bijącpotężnemiogonami.Niebawemmój
kijuspokoiłichzapały.
Wtensposóbstałemsięrybakiem.Każdyokazważyłconajmniej
30funtów,zdarzałysięzaśokazyipo80funtów.Byłytorybyz
gatunku„tajmień“,zrodzinyłososi.Potygodniumiałemzakopanych
wśnieguwzacienionymwąwoziewpobliżumojejnoryokoło70ryb.
Porzuciłempolowaniei,siedzącokołomojejzasadzki,biłemkijem
rybyiwyrzucałemjenabrzeg.Leczsłońceprzypiekałocorazbardziej.
Powróciwszypewnegorazudodomu,poczułemzapachgnijącychryb.
Byłemzmuszonyzżalemwyrzucićdorzekicałytenzapasi
ograniczyćsięcodziennązdobyczą.Leczwkrótcerybyprzeszłyimój
kosz-pułapkaprzestałdostarczaćpożywienia.
Znowuwziąłemsiędokarabina.
VI.NIEBEZPIECZNYSĄSIAD
Polowanietymczasemstałosięmilszeiweselsze.Wiosnawszystko
ożywiła.Wczesnymrankiem,prawieoświcie,lasnapełniałsię
głosamiidźwiękamidziwnemiiniezrozumiałemidlamieszkańców
wielkich,kulturalnychmiast.Wgęstychgałęziachcedrówgłuszec
śpiewaswojąkrótkąinamiętnąpieśńmiłościipieśniązachwyca
szarekury,biegającepodkonarami.DotegoptasiegoCarusałatwosię
wtedypodkraśćnaodległośćpewnegostrzału.Jeślikulakarabinowa