Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ominiego,śpiewaknieusłyszyhukuwystrzałuibędzieciągnąłdalej
swąarję,trwającązaledwiekilkasekund.
Nadużejpolanieleśnejwalczązacięciecietrzewie-koguty,
rozpuściwszyczarnewachlarzeogonówodwóchbiałychzagiętych
piórach,adamy,kręcącgłowamiizożywieniemplotkując,
przyglądająsięzapasom,wybierającnajdzielniejszychbojowników.
Zdalekaechoprzynosigłuchyigroźny,leczzarazempełnydziwnie
namiętnegowołaniarykjelenia,tęskniącegodotowarzyszki.Wgórach
rozlegająsiękrótkiebeczeniadzikichkozłów.Pomiędzykrzakamiina
polanachskacząizabawiająsięgonitwązające,atużzaraz
przyczajony,zdasięwciśniętydoziemi,czyhananierudylis.
Tylkowilkówniesłychać,gdyżwtychleśnychigórzystych
miejscowościachniemajątedrapieżnikinicdoroboty.
Alebyłniedalekoodemnieinnysąsiad.Ponury,samotnyidziki.
Byliśmywzajemniedlasiebieniebezpieczniiodrazuzrozumieliśmy,
żejedenznasmusiustąpićiodejśćnazawsze.
Kiedyś,powracającdodomuzwielkimgłuszcemnaplecach,
spostrzegłemwkrzakachczarną,powoliruszającąsięmasę.
Zatrzymałemsię,i,przypatrzywszysięuważnie,zobaczyłem
niedźwiedzia,któryrozrywałłapamimrowiskoiłapczywiezjadałjajka
ipoczwarkimrówek.Zwęszywszyczłowieka,niedźwiedź,głośnoi
gniewniesapiąc,szybkosięoddalił,zadziwiwszymięswoimbiegiem.
Nazajutrz,gdymjeszczeleżałnaswemposłaniu,obudziłmniejakiś
szmerzatylnąścianąnory.Ostrożniewyjrzałemizobaczyłemswego
brunatnegosąsiada.Stałnatylnychłapachiześwistemwciągał
powietrze,ciekawieibacznierozglądającsiędokoła;widocznie
zastanawiałsięnadkwestją,jakatoistotaprzejęłaobyczaje
niedźwiedzieimieszkałaprzezzimęwbarłogupodkorzeniami
drzewa.
Krzyknąłemiuderzyłemsiekierąwdnomegokotła.Mójwizytator
zewszystkichsiłrzuciłsiędoucieczkiiwmgnieniuokazniknął
pośródskałikrzaków.
Jednaktawizytaniepodobałamisię.Byłatojeszczezbytwczesna
wiosnadlaprzebudzeniasięniedźwiedzia.Stądwywnioskowałem,że
mójsąsiadnależałdochorobliwego,bardzozłośliwegotypu
„mrówczaków“typunienormalnego,nadużywającegowszelkich