Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
J.Gajda,Mojeżycie.Fakty,wspomnienia,refleksje,Kraków2010
ISBN:978-83-7850-313-2,©byOficynaWydawnicza„Impuls”2010
16
Faktyiwspomnienia
mówienia)tojakbiczemstrzelił”,akiedyindziejwpodobnymtonie:Dżycieto
jakdrzwi,otworzyłizamknął”.
Niezostałemwprawdzieksiędzem,alespełniłeminnemarzeniababci,której
światzamykałsięwobrębieparafii.Wszkoleśredniejzaoszczędzonewwakacje
pieniądze(przedewszystkimdziękizałożeniuinstalacjielektrycznejwnaszym
gospodarstwie)zabrałemją,atakżesiostręikuzynkęnawycieczkępociągiemdo
Częstochowy,abysiępomodlićprzedcudownymobrazemMatkiBoskiejCzę-
stochowskiej.PóźniejtakżewoziłemDsyrenką”dojejsiostrynaPomorze.
Wdzieciństwieimłodościzrodzeństwabliższymibyłdwalatastarszybrat.
Razemchodziliśmydoszkołypodstawowej,jamupomagałemwnauce,aon
jakostarszyuświadamiałmniewsprawachintymnych.Wprawdziejakodziecko
prowadziłemkrowędobuhaja,maciorędoknuraiobserwowałem,jakzróżnym
zapałemnaszogierpokrywałklacze(przystarychojciecczęstozmuszałgo,sma-
gającpokrzywamipomosznie,aprzymłodychźróbkachtrzebago,byłomocno
trzymać,bojużzestajniwychodziłnadwóchtylnichłapach),toniekojarzyłem
jeszczezachowańseksualnychzludźmi.Przerażonywletniwieczórwidokiem
radzieckichżołnierzyleżącychnaDChachłuszkach”(taknazywanosowieckie
żołnierkiobsługującelatarnieprzeciwlotnicze)uzyskałemodbratawyjaśnienie,
dlaczegowłaśnietojestnajwiększąprzyjemnością,aniedawanieDbuzi”.
Podczasliceumistudiów,kiedyprzyjeżdżałemdodomuwKlementowicach,
zawszepomagałembratuwgospodarstwieilubiłemznimrozmawiać.Byłonza-
miłowanymrolnikiemiczułpotrzebyziemi.Kiedyśwyraziłemzaniepokojenie,
żepsujesiępogodaipadadeszcz,aon,strofującmnie,odrzekł:DAcóżtymó-
wisz,toprzecieżzłotówkispadająznieba,patrz,jakliścieburakówpożółkły...”.
Bardzolubiłemjeździćznimwzimiewkawalerkędodalekichnaszychkrew-
nych,gdziewsobotniewieczoryschodziłysiędziewczętaichłopcy.Najwięcej
radościsprawiałamisannaparanaszychnajlepszychkoniwuprzężyblanko-
wej,wjanczarach(ozdobnedzwonkinapasachwkładanenakarkkoni)wbudo-
wanychsankachmknęładoodległychokilkakilometrówwsi.Mójstosunekdo
wsibyłwtedy,amożewjakimśstopniujestnadal,sentymentalno-romantycz-
ny.Wpracachgospodarskichlubiłemzapachskoszonejtrawy,apóźniejsiana,
wktórymspałempozwiezieniugodostodoły.JednakorkadwuskibowcemDmi
niewychodziła”,boodczasudoczasupługwyskakiwałalbozasłuchałemsię
wśpiewskowronków.Ztychsamychpowodówlubiłemdosiadaćokulbaczone-
gowoficerskiesiodłonaszegokaregoogiera,abypolnymidrogami,aczasami
miedzamiprzezpolajechaćwkawalerkędoM.Sz.sympatycznejdziewczyny
wpobliskichKarmanowicach.Liczyłsiędlamniegłównienastrójprzejażdżki,
zapachkwitnącejlipynapodwórzupannyipowrótprzezpolaoświcie.Pewnego
razupotakiejrandce,poprzedzonejspotkaniemzmoiminiedawnymikolega-
mizeszkoły,zktórymitrzebabyłowypićniecobimbrupodostrygę(żółtkoze
świeżegojaja),inastępniepoczęstunkuupanny(półlitrastawiałkawaler),kiedy
oświciewracałemdodomu,zapomniałemoprzestrodzeojca,żebymbardzo