Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁSZÓSTY
Kolejnednipamiętamjakprzezmgłę.Toładne
określenie.Wrzeczywistościwidziałemświatprzez
zasłonęłez,opuchniętychpowiekiotumanienia.Możecie
miniewierzyć,alenaprawdębyłszary.Wszystko
przybrałotakisamposępnykolor,jakbyszlagtrafił
przełącznikodpowiadającywmoimmózguzapercepcję
barw.Czysta,idealnamonochromia.Założęsię,
żewłaśnietakwidząci,którzytrafiajądopiekła.
Zresztąwtedyteżwnimbyłem.
Częstosięmówi,żeludziewpierwszychdniachżałoby
miewająmyślisamobójcze.Kolejnagównoprawda.Nie
miałemwtedyżadnychmyśli.Rozpaczbyłatak
dojmująca,żeparaliżowałaneurony.Namyślenieczas
miałprzyjśćdopieropóźniej.
Podczasprzesłuchanianiewydusiłemzsiebiechybaani
słowa.Podobnowciążwzywałempomocy.Dopiero
następnegorankapolicjiudałosięodemnieczegokolwiek
dowiedzieć.Niewiele,aleprzynajmniejdośćoględny
zaryssytuacji.
Przyjechaławtedydonaszegodomudwójka
funkcjonariuszy.Wciążmyślałem„naszego”,
bozpoczuciemrzeczywistościbyłomiwtedynie
podrodze.Niepoprawiałemsię.Poprostuwszystko
istniałotakjakprzedkilkunastomagodzinami,tylko
nabrałoodcieniadeszczowegonieba.