Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
gdynaglerozdzwoniłsięjegotelefon.Orestwytarł
pospieszniedłoniewkrótkiespodenkiiwyjąłsmartfona
zkieszeni.Rzadkoktośdoniegodzwonił,niktgonie
odwiedzał.Odkądzamieszkałnatymodludziu,niemiał
przyjaciółipozaszefemżwirowniorazekspedientką
wsupermarkecieniewdawałsięwdłuższerozmowy.Któż
więczakłócałmuspokój?
Skrzywiłsię,widzącnawyświetlaczunumertelefonu
byłejżony.NiedzwonilidosiebiezRenatączęstoiOrest
odrazubyłprzekonany,żetoniebędziezbytmiła
rozmowa.Byłażonaprzypominałasobieonim
wostatnichlatachtylkowtedy,gdypotrzebowała
pieniędzy,choćregularniepłaciłzasądzoneprzezsąd
pieniądzenautrzymanieichnastoletniejcórki,Martyny.
Mimowszystkoodebrał.
–Słucham–rzucił,wracającnakrzesłoisięgając
popuszkę.
–Cześć–odrzekłaRenata.–Możeszrozmawiać?
Orestupiłłyktrunkuizapatrzyłsięnadrogę.
–Wjakiejsprawiedomniedzwonisz?–mruknął.
–Naszacórkauciekłazdomu–oznajmiłabezwstępów
byłażona.–Niemajejuciebie?
Mężczyznanieprzejąłsiętym,cousłyszał.Martynanie
pierwszyrazwycięłamatcenumerztymczasowym
zniknięciem.
–Nie,niemajejtutaj–odparłspokojnie.
–Wtakimraziebędęszukaćdalej.Dajmiznać,gdyby
Martynaskontaktowałasięztobąalboprzyjechała.
Orestupiłkolejnyłykpiwa.
–Jasne.
–Dzięki.Tocześć.
Mężczyznaodłożyłtelefonnastolikiwystawiwszytwarz
kusłońcu,przymknąłpowieki.MyślałoRenacieoraz