Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Wejdź,proszę.Cieszęsię,żejużjesteś.
–Miałemsięniespóźnić.
–Doceniamto,żewziąłeśsobietęprośbędoserca.–
Pieczkowskiwstałiwyszedłzzabiurka.
Orestprzestąpiłprógpokojuizamknąłzasobądrzwi.
–Słyszałem,żepogłoskiomoimpodwójnym
wynagrodzeniukrążąjużpofirmie–powiedział,podając
dłońJerzemu.
–Tak?Atociekawe.
–Todokądtenkurs?Igdziepapieryikluczykidoauta?
Jerzywróciłdobiurkaiwziąłzniegokilkakartek.
–TrzebaskoczyćdoJęczydusz.
–Toniedaleko.
–Mówiłem,żetokrótkatrasa.
–Szczerzemówiąc,myślałem,żetopodpucha.
–Niemamwzwyczajuokłamywaćpracowników–
odparłPieczkowskiipodałmupapiery.–Atusąkluczyki.
JanekzWojtkiemzaładowaliizważylijużsamochód.
–Okej.Wtakimrazielecę.Niemanacoczekać.
Pieczkowskinieprotestował,więcOrestruszył
dowyjścia.Gdypołożyłrękęnaklamce,usłyszałgłos
szefa:
–Orest?
Stanąłispojrzałprzezramię.
–Tak?
–Dziękujęzapomoc.Zdajęsobiesprawęztego,
żepewniemiałeśinne,przyjemniejszeplany
napopołudnie.Bardzodoceniam,żezechciałeś
przyjechać.
–Niemazaco–mruknąłBorowski,choćmiałochotę
powiedzieć,żepozagrillowaniemkarkówkinakolację
niczegonadziśnieplanował.Aletomógłspokojnie
jeszczezrobićpokursie.