Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Nowiesz,zbliżasiękoniecroku,więcŁukaszmamasę
sprawdzianówimuszęgogonićdonauki.Chociażzaraz
będziemiałosiemnaścielatnakarku,towtejkwestii
nadalniedorósłinajchętniejgrałbytylkonakomputerze.
–Pocieszęsię,żenieonjeden.MójMaciekteżbez
przerwygadazkolegamiirozgrywaznimijakieś
wirtualnemeczyki.
–Okropnetojest,conie?Akiedyśchłopcychodzili
naboiskopokopaćpiłkęnożną.
–Wielogodzinneprzesiadywanieprzedekranami
tochybajużdomenanaszychczasów…–westchnęła
Edyta.
–Apozatymtowszystkoumniepostaremu.Jerzyjak
zawszedużopracujeibezprzerwyprzesiaduje
wżwirowni,ateściowaprzywiozłaminiedawnokolejne
zrobionenaszydełkuserwetki,żebymprzeznaczyła
jenalicytacjedlajednegozeswoichpodopiecznych
wplacówce.
–Znowuutworzyliściejakąśzbiórkę?
–Tak,narehabilitacjędladziewczynyzestwardnieniem
rozsianym.
–Trzymamkciuki,żebyszybkoizsukcesemudałosię
jązakończyć.
–Dzięki.Naraziedobrzenamidzie,uzbieraliśmyjuż
ponadpołowękwoty.Dyrektorceudałosięuzyskać
wsparciewurzędziegminyipodobnowcałymmieście
leżąinformacyjneulotki.
–Nodobrze,skoroopowiedziałaśmijużocałejswojej
rodzinie,topowiedzwkońcu,cotamsłychaćuciebie.
Aleuciebie,bootowłaśniepytałam–zaznaczyła.–Chcę
wiedzieć,couEmiliiPieczkowskiej,anieujejmęża,syna
czyteściowej.
Emiliauśmiechnęłasięiznowuuniosładoustswojego