Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Dzieńdobry!
Podjechalidomnieizsiedlizrowerów.Podszedłem
radośnieizapytałem:
–Czyjesttugdzieśjakiśzajazd?
Żadennieodpowiedział,spytalitylko:
–Cojestnasamochodzie?
–Jabłka–odparłem.
Całapiątka,prowadzącrowery,podeszła
dosamochodu.Dwajwleźlinanaczepęizaczęlizniej
ściągaćkosze,pozostalitrzejpodnieśliznichpokrywki
izaczęliprzesypywaćjabłkadowłasnychkoszy.Przez
momentnierozumiałem,cosiędziejeiwpatrywałem
sięwnichwytrzeszczonymioczami,ażoprzytomniawszy
skoczyłemkunim,krzycząc:
–Cowyrobicie?!
Nawetnamnieniespojrzeliidalejprzesypywali
jabłka.Chwyciłemjednegozarękęiwrzasnąłem:
–Kradnąjabłka!
Któryśwścieklewalnąłmniepięściąwnos,
ażodrzuciłomnienakilkametrów.Pozbierałemsię
idotknąłemrękąnosa–dyndałmiękko,jakbysztucznie
przywieszonydotwarzy,akrewspływałazniegojakłzy
wczasiesmutku.Nimzorientowałemsię,żeuderzył
mniewysoki,potężniewyglądającyfacet,całapiątka
wsiadłajużnaroweryiodjechała.
Tymczasemkierowcaszedłpowoli,ciężkodysząc,
jakbyprzedchwiląskądśprzybiegł.Sądziłem,żenie
wie,cosięstało,więckrzyknąłemdoniego:
–Ukradlicijabłka!