Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Zgadzasię.Mogęprosićnasłowo?
Haniawyszłazkobietądoprzedpokoju.Policyjnapsycholog
zjakiegośpowodupatrzyłananiązsurowością.
–Uważam,żerodziceniepowinnibyćterazprzesłuchiwani.
Imówiętojakopsycholog–dodała,poprawiajączsuwającesięzjej
nosaprostokątneokulary.
–Todobrze,bomyślępodobnie.
–To…och,podobnie?
–Zaskoczyłampanią?
–Wtakimrazienierozumiem,corobitupaniiszefgrupy
prowadzącejdochodzenie.
–Jakoprokurator–powtórzyłaOsulzakobietą–uważam,
żerodzicepowinnipoznaćludzi,którzybędąposzukiwalimordercy
ichcórki.Łatwiejbędziewtedyimuwierzyć,żesystemnie
makompletniegdzieśichtragedii.Comogłobybyćtrudne,gdybyśmy
poznalisięwchwiliprzesłuchania.
–Zaskoczyłamniepani.
Wracającdosalonu,czułanasobiebadawczespojrzeniepani
psycholog.Mogłabysięzałożyć,żekiedykobietawrócidodomu,
sprawdzi,jakątotragedięprzeżyłaprokurator.AleHanianie
planowałajejwtymwyręczać.Wystarczyłojej,żeMirekpatrzył
naniątak,jakbywkażdejchwilimogłasięzałamać.