Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
udemomojebiodro,jakbyśchciałazachęcićmniedodziałania,
ajanadalbawięsięwnieśmiałepocałunki.Znudzonazłączaszwargi.
Wtymsamymmomencienapinampenisainaoślepwbijamsię
wciebie.Chceszjęknąć,alenatychmiastwypełniamciustajęzykiem.
Mocnościskaszmojedłonie,naszpocałunektrwa.Mamyotwarte
oczy,obserwujemysię.Twojespojrzenieznówożyło.Przyciskam
brzuchdotwojegobrzucha.Parzymnienagrzanyodsłońcakolczyk
wpępku.Rodzajbólu,którypotrafibyćprzyjemny.Poruszam
biodrami,rozpoczynającgręjednostajnieprzyspieszonychruchów,
mającychdoprowadzićnasnasamszczyt.
–Kurwa!–dręsię,gdydzwonektelefonusprowadzamnie
naziemię.Stojęprzedzdjęciem,gapiącsięnatwójkrokwydrukowany
wnajwyższejrozdzielczości.–Niemogłaśutknąćnajakimś
przejeździealbozłapaćkapcia?!
Zdenerwowanywyciągamtelefonzkieszenidżinsówiodbieram.
–Cześć,Dafne–mówięnapowitanie.–Jużjesteś?
Zdajęsobiesprawę,żedziśniepowinienembyłprzychodzićpod
OłtarzSpełnienia,alenieumiałemsiępowstrzymać.Niechciałemiść
naspotkanieztobąnaładowanyjakkarabinprzedbitwą,bowtedy
przestajęlogiczniemyśleć.Niestety,brakłomikilkuminut
doopróżnieniamagazynku…
–Schodziszczymogęwejść?–pytaswoimsubtelnymgłosem
Dafne.
Wiedziałem,żebędziechciaławejśćnagórę.Przecieżzawsze
próbuje.Wiedziałem,żepomnieprzyjedzie,botaksięumówiliśmy.
Nawetpożyczyłemjejswójsamochód,aprzecieżmogłemustawićsię
zniąnamieście.Częstochowajestmała,wszędziemamblisko.Ale
tonapięcie,podniecenie…wyprałomimózg.
–Nietrzeba,jużschodzę.–Znamaszczeniemodkładammajtki
ipodciągamspodnie.