Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
oszałamiającytłumnastacjikuczystymbiałymschodkom,które
prowadziłynabiałąulicędohotelu.Wyjaśniłkierownikowi,kimona
jest,zupełniejakbytowszystkobyłozaplanowane,apotemjejmała
rękazagubiłasięwwielkichdłoniachodzianychwbrązowyzamsz.
Przychodzępopaniąodziesiątejizniknął.
Tędy,Fräuleinodezwałsięnumerowy,któryzzapleców
kierownikaciekawskoprzypatrywałsiędziwnejparze.
Poszłazanim:dwapiętrawgórę,dociemnejsypialni.Rzuciłjej
kosznapodłogęirozsunąłterkoczące,zakurzonezasłony.Uch,
cozapaskudnymzimnypokójjakieogromnemeble.Tylkosobie
wyobrazić,żemiałabytuspędzićcałydzień…
Czytojestpokój,któryzamówiłapaniArnholdt?zapytałamała
guwernantka.
Numerowypatrzyłnanią,jakośtakdziwnie,jakbybyła
zabawna.Ściągnąłwargi,jakbychciałgwizdnąć,alezmieniłzdanie.
Gewissrzucił.
No,czemuonnieidzie?Czemusiętakgapi?
GehenSiepowiedziałamałaguwernantkazzimnąangielską
prostotą.
Jegomałeoczkaniczymrodzynkiniemalwyskoczyłyzciastowatej
twarzy.
GehenSiesofortpowtórzyłalodowato.
Wdrzwiachodwróciłsię:
Atenpanzapytał.Czytegopanamamtuwprowadzić,kiedy
przyjdzie?
Nadbiałymiulicamiwielkiechmuryobrzeżonesrebrem
iwszechobecnyblasksłońca.Grubi,bardzogrubidorożkarze
powoziliwielkimidorożkami;zabawnekobietywokrągłych
kapelusikachsprzątałytorytramwajowe;ludzieśmialisię
iprzepychali;poobustronachulicydrzewa,aniemalwszędzie,gdzie