Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Tojakieśnieporozumienie–powiedział,gdyjuż
odzyskałkontrolęnadwłasnymgłosem.–Copanitutaj
robi?
Kobietaroześmiałasięserdecznie,zupełniejakby
Kornelznowumiałdziesięćlatiopowiedziałwłaśniejakiś
niewinnydziecięcydowcip,któregonauczyłsięwszkole.
Gdytozrobiła,zmarszczkiwokółjejuststałysięjeszcze
głębsze,awciemnychoczachpojawiłsiębłysk.
Kornelczułsię,jakbyoglądałnażywowłasne
wspomnienia.Powietrzeprzesiąkniętebyłoprzeszłością
jaktrucizną,aonniemógłoddychać.
–Copanitutajrobi?–powtórzył.Jegogłosbyłgłosem
chłopca.
–Co
ja
tutajrobię?–spytałazniedowierzaniempani
Anielaiuśmiechnęłasięserdecznie.–AleżpanieRodecki,
pracujętutaj!Tochybaoczywiste.
Powiedziałatotakswobodnie,żenachwilękompletnie
gozatkało.
–Kornel–szepnąłpokilkusekundachniezręcznego
milczenia,zaskoczonywłasnymisłowami.–Zawsze
mówiłapaninamnieKornel.
Tylkonie
panRodecki
,dodałwmyślach.
Wustachtejkobietytedwasłowamogłyoznaczać
tylkojednąosobę.
–Kornel.Oczywiście,jeślitakwolisz.–Wzruszyła
ramionami.–Cieszęsię,żecięwidzę.Aletywyrosłeś!Ile
tojużczasu?
Wieczność
,pomyślał.
–Kilkalat–powiedział,silącsięnaobojętnyton.
Kobietaponowniesięuśmiechnęła,tymrazem
łagodniej.Zachowywałasiętak,jakbywichspotkaniunie
byłonicnadzwyczajnego.
–PaniAnielo.–Kornelodetchnąłprzeszłością.Przyszło
mudogłowy,żeniktoddawnatutajniewietrzył.–Proszę
niezrozumiećmnieźle,alepotym,cosięstało…Potym,
costałosięzmoimirodzicami,rozumiepani,obawiam
się,żefirma…Tojużkoniec–wykrztusił,znajwiększym
trudemłączącsłowawzdania.–Przepraszam–dodał,
chociażniewiedział,zacowłaściwieprzeprasza.