Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
kołnierzykiem.Wracamzeszkołydodomurazem
zkoleżankami.Przechodzimyobokprzedszkola,wktórym
kiedyśbyłonamdobrze.Jestciepło.Dziecibawiąsię
wogródku.Mówimynaszejpanidzieńdobryiprzychodzi
namochota,bypohuśtaćsięnadobrzeznanych
huśtawkachipoopowiadaćnaszejpanizprzedszkola,jak
terazinaczejjestwszkole.Niewiem,jakdługo
zatrzymujemysięwogródku.
Wracamjednakdodomupóźniej,niżpowinnam.Czas
przejściazeszkołydodomumojamatkawymierzyła
nazegarku.
Wchodzęwesołaichcęopowiedzieć,jakfajniebyło
wprzedszkolu.
–Spóźniłaśsię–słyszę.–Przyszłaśocałepółgodziny
później.Gdziebyłaś?
Zaczynamsiętłumaczyćidrżećjednocześnie,
bowidzę,żematkabierzedorękipasek(pamiętam
gobardzodobrze,tobyłwarkoczplecionyzeskórzanych
rzemieni).Każemizdjąćtornisteributy.Ciągniemnie
dokuchni,nasamjejśrodekChybagotowałsięwtedy
kalafior,bogdyterazodnawiamwpamięcitamtenobraz,
czujętenwstrętnyzapach...dodzisiajnienawidzę
zapachugotującegosiękalafioraijeżelinawetlubię
gojeść,towymyślamróżnesposoby,byjegozapachnie
rozszedłsiępomieszkaniuiniewniknąłwkąty.
Matkazaczynamniebić.Tymrzemieniem.Ipyta,
skandującdobitnie:
–Gdzie-by-łaś-i-le-ra-zy-ci-mó-wi-łam-że-ze-szko-ły-wra-c
Niekrzyczę,niewrzeszczę,nieproszę–niebijmnie,
mamo.
Zaciskamzęby.
Pochwilizaczynamwymiotować.
Matkaprzestajemniebićizaczynapłakać.
Biegniedołazienkiiprzynosiwiadrozwodąiszmatą.
Każemisprzątać.Sprzątam,choćniemogęsobie
poradzićzwyciśnięciemdużejszmaty.Matkaodtrąca
mnieisamawycierapodłogę.
Ciąglepłacze.
Kalafiorśmierdzi.