Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
białąchustęnamoichoczach.
Przepraszam,żeakuratjajestemtwojąmamą…
*
Niktsięnieodzywał,wojskowinierozmawialianimiędzy
sobą,aniniepróbowalizagadywaćdomnie.Siedziałam
zatopionawmyślachprzezczas,którywydawałmisię
wiecznością,gdynaglesięzatrzymaliśmy.Ktoś
oswobodziłminogizkajdan.
Maszdwieminutynazałatwienieswoichpotrzeb
zakomenderowałmężczyzna.Byłytopierwszesłowa,
jakieusłyszałamodkilkugodzin.Pozostanieszzchustą
naoczach.Bransolettakżeniezdejmiemy.
Bransolety,wałkowałamwmyślachtosłowo.Jak
piękniemożnabyłonazwaćnarzędziezniewolenia.
Wyprowadzonomniezpojazduzzaskakującą
delikatnością.Obstawiałam,żewynikatoztego,nie
stawiamżadnegooporu.Onbyłtutajbezsensowny.Nie
miałamjakrozpiąćkajdan,przezcałądrogęczułam
obecnośćconajmniejczwórkiżołnierzy,aco
najważniejsze,byłamwzaawansowanejciąży,więcnie
zdołałabymuciec.Musiałamzaakceptowaćsytuację.
Prowadzonomniejakpsa,łańcuchyprzy„bransoletach”
dzwoniłyprzykażdymmoimkroku.Podstopamitrzaskały
gałązki,anadgłowąszumiałyliście.Szarpnięto
załańcuch,żebypokierowaćmnienaprawo,poczym
poczułam,żeosobaprzedemnąsięzatrzymuje.
Tutaj.
Zdziwiłamsięnadźwiękkobiecegogłosu.Nie
powiedziałajednaknicwięcej,więcczymprędzej
poomackuopróżniłampęcherz,cieszącsię,żewtym
momenciepilnowałamnieona,anieżadenmężczyzna.
Popowrociedozimnejmetalicznejpuszki,jakzdążyłam
nazwaćpojazd,znówzapadłacisza.Przerywano