Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
DziękibliskościOdrymiałkontaktzdzikąnaturą(czasami
zabliski,gdymusiałhamowaćsamochodem,żebynie
uderzyćwjakąśprzechodzącąprzezdrogęsarnęalbo
odyńca).Wdzisiejszychczasach,gdyniemalwszędzie
śladodciskałarękaczłowieka,byłotojegozdaniem
bezcenne,choćdoszedłdotegownioskudopiero
niedawno,bonastudiachzachłysnąłsiężyciem
wmieścieiokreślałsięmianemmieszczucha.Aleuroków
miastamógłbezkońcasmakowaćwpobliskimSzczecinie
czyWarszawiealboBerlinie,doktórychczęstojeździł
winteresach.
Słońcepowolichowałosięzahoryzontem,rzucając
ognistepromienienadachypobliskichbudynków.Niebo
przybrałoróżowykolor.Mariusztaksięwyciszył
izamyślił,żenawetniezauważył,kiedydotarł
dowłaściwejczęścimiasta.Trawiastepoboczezamieniło
sięwchodnik,aprzedjegooczamipojawiłosięrondo.
Idącpopasachnadrugąstronęjezdni,uświadomiłsobie,
żemiastozperspektywyprzechodniawyglądałozupełnie
inaczej.
Wkońcudotarłdoswojegosamochodu.Mercedes
czekałtam,gdziegozostawił.Wsiadłzakierownicę,
jednakzanimzdążyłodjechać,zadzwoniładoniego
Martyna.
Idealnewyczucieczasu,kochaniepowiedział
napowitanie.
Przeszkadzamci?zapytałazmartwiona.
Nie,wręczprzeciwnie.Właśniejestemwcentrum
Chojny.
Naprawdę?Myślałam,żeumawialiśmysiędzisiaj
uciebie.
Zmieniłemplany.Dobrzebędziesięgdzieśwyrwać.
Comasznamyśli?
Możewyskoczymynapizzę?