Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
przecieżtakistary.Ledwoprzekroczyłemczterydychy.
Alefakt,wszystkowyglądałotrochęinaczej.
Wiktorwłożyłdoustsporykawałekwysmażonego
mięsa.
Przedewszystkimniebyłotylunowoczesnych
budynkówmówił,lekkomlaskając.Karwiny,Chylonia,
Oksywie,towszystkobyłyblokizwielkiejpłyty.Wtedy
niktniemyślał,żebybyłoładnie.Miałobyćpraktycznie.
Takbyłochybawszędzie?zapytałretoryczniePiotr.
Tofaktprzytaknąłszef.Itakjakwszędzie,zmiany
zaczęłysiępoosiemdziesiątymdziewiątym.Itedobre,
itezłe.
Chłopakchciałdopytaćosensostatniegozdania,ale
zrezygnował.
Jazaczynałemwlatachdziewięćdziesiątych.Jako
bardzomłodyprzedsiębiorcadzikikapitalizmpoznałem
nawłasnejskórze.Koloroweczasy.Mocnougryzł
kolejnykawałekmięsiwa.Aleprawdziwazabawabyła
wtedy,gdyrządziłtuKrauze.
Krauze?zapytałzaskoczonyPiotr.Przecież
tobiznesmen?
Prawdapotwierdziłbezwahaniaszef.Ale
wtamtychczasachbyłjednymznajbogatszychPolaków,
więcdefactotoonrządziłwokolicy.Cholernieambitny
gość.Zamyśliłsięnachwilę.Jaksięokazało,zbyt
ambitny.
Piotrdoskonalewiedział,doczegonawiązujejego
rozmówca.Wmigprzypomniałsobiebiznesoweartykuły
owybujałychambicjachmiliardera,chcącegoswego
czasuzostaćpolskimszejkiem.Niestetyinwestycje
wpetrochemięniebyłyzbytudane,asen
opetrodolarachprysłniczymbańkamydlana.
Aletojużhistoria.Szefwyprostowałsięi,odkładając
sztućce,opadłnaoparciekrzesła.Jedyneconasłączy,
tofakt,żejesteśmyprawiesąsiadami.Jateżmamdom
naKamiennejGórze.
***
ZtygodnianatydzieńGdyniapochłaniałaPiotracoraz