Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
umysł.Odrazuusłyszałamwgłowiepytanieklaczki:
–Jedziemy?
–Tak.Przepraszam,żewyprowadzamcięwtaką
paskudnąpogodę.
–ZLawendowąPaniąniejestzła.
LawendowąPaniąnazwałymniekonie.Nadają
ludziomimionataksamojakmyim.Uśmiechnęłamsię,
przypomniawszysobieuwagęLeifaomojejkąpieli
wmocnopachnącychziołach.
–Lawendapachniejak...–Kikiurwała,bobrakowało
jejsłównaopisaniedoznawanychemocji.Wumyśle
klaczypojawiłsięobrazgęstegoniebieskoszarego
krzewulawendyzeskupiskamifioletowychkwiatów.
Temuobrazowitowarzyszyłypoczuciezadowolenia
ibezpieczeństwa.
Gdyszłamgłównymkorytarzemstajni,mojekroki
rozbrzmiewałyechem,jakbybyłpusty,chociażleżały
wnimstertyworkówzobrokiem.Grubebelkinośne
pomiędzyboksamiwyglądałyjakżołnierzestojący
nawarcie,akonieckorytarzaginąłwmroku.
–GdzieLeif?–zapytałamKiki.
–SmętnyCzłowiekwsiodlarni–odpowiedziała.
Ruszyłamwolnymkrokiemwgłąbstajni,wdychając
znajomyzapachskóryimaścidoczyszczeniasiodeł.
Wgardłodrapałamniesuchawońsianazmieszana
zostrymodoremkońskiegonawozu.
–Tropicielteż–dodałaklacz.
–Kto?
Zanimzdążyłaodpowiedzieć,dostrzegłamwsiodlarni
kapitanaMarrokaiLeifa.OstryczubekmieczaMarroka
mierzyłwpierśmojegobrata.