Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zirytowałją.Sprawił,żejejmisjawydałasię
trywialna,awpadaławzłość,kiedyktośjąlekceważył.
Szczególnietakinadętyprymitywnyżołdak.Ranganie
robiłananiejwrażenia,szczególnieteraz,
pomiesiącachspotkańzbufonami,którzywyrażali
współczucie,alemówili,żeniemogąpomóc,izbywali
jejpytania.AleWillynienależaładokobiet,które
możnałatwospławić.Takdługowierciłaimdziurę
wbrzuchu,ażodpowiadalinapytanialubjąpoprostu
wyrzucali.
Ostatniopoproszonojąoopuszczeniekilku
gabinetów.
–TosprawadlaKomisjiWypadków–ciągnąłKistner.
–Tojestwłaściwadroga...
–Mówią,żeniemogąpomóc.
–Jateżniemogę.
–Obojewiemy,żetonieprawda.
Zapadłacisza.
–Tak?–spytałcicho.
Pochyliłasiędoprzodu,bywykorzystaćprzewagę.
–Odrobiłamlekcje,paniegenerale.Pisałamlisty,
rozmawiałamzdziesiątkamiosób–zewszystkimi,które
miałycośwspólnegoztąmisją.KiedywspominamLaos
alboAirAmericaczylot5078,zawszepojawiasiępana
nazwisko.
Uśmiechnąłsięblado.
–Jaktomiło,żeomniepamiętają.
–ByłpanattachewojskowymwVientiane.Ostatnilot
mojegoojcatobyłozleceniepańskiegobiura.Pan
osobiściejenadzorował.
–Gdziepaniusłyszałatęplotkę?